Zastanawiałaś się kiedyś z kim mieszkasz? Niby takie oczywiste pytanie, bo przecież wiesz, że mieszkasz sama, z rodziną, z jakimś zwierzakiem albo ze znajomymi. Ale czy jesteś pewna, że to już wszyscy? Czy po Twoim domu nie pałęta się przez przypadek jeszcze jeden współlokator, o którego istnieniu nie masz pojęcia? Czy to nie on dyktuje Ci jak powinno wyglądać Twoje życie i Twoje mieszkanie?
Większość kobiet ma w domu takiego współlokatora. To właśnie on decyduje o kolorze ścian, wystroju, meblach, wyposażeniu, marce samochodu, ubraniach, fryzurach i makijażu. To jego się słuchasz za każdym razem, kiedy idziesz do sklepu, gotujesz obiad, albo szukasz miejsca na wakacje. Dla niego sprzątasz, dla niego się malujesz, odchudzasz i to on mówi Ci która spódnica jest dla Ciebie zbyt krótka i która bluzka jest zbyt obcisła.
Tobie pewnie też na każdym kroku szepcze do ucha i stara się manipulować Twoim życiem. Wiesz kto to jest? To „ludzie”! Ci wszyscy, obcy, nieznani Ci ludzie, którzy coś powiedzą, albo coś sobie pomyślą na Twój temat.
- Twój mąż uważa, że w mini wyglądasz super atrakcyjnie i masz najpiękniejsze nogi na świecie, ale przecież nie wyjdziesz w niej na ulicę, bo masz cellulit i co by sobie ludzie o Tobie pomyśleli, jakbyś z taką tłustą dupą paradowała po ulicach w mini.
- Uwielbiasz brokat, lampy z lawą i dyskotekowe kule, ale nic z tego sobie w mieszkaniu nie postawisz, bo przecież to „obciach” i znajomi Cię wyśmieją jak przyjdą w odwiedziny.
- Chciałabyś pomalować ściany na ciemne kolory, albo wręcz przeciwnie – na pastelozę rodem z lat 90., ale przecież teraz „wypada” mieć ściany białe, albo ewentualnie w szarościach.
- Najwygodniej byłoby Ci trzymać kosz na pranie w przedpokoju obok łazienki, a buty na wierzchu przy drzwiach wejściowych, ale jak to wygląda. Przyjdzie ktoś w gości bez zapowiedzi i będzie wstyd.
- W sobotę rano naprawdę nie chce Ci się stroić i malować, żeby pójść po bułki do sklepu, ale co sobie o Tobie Pani w piekarni pomyśli jak przyjdziesz nieumalowana, rozczochrana i w dresie?
- MUSISZ wyprasować każdą sztukę odzieży, którą na siebie zakładasz, nawet jeżeli wcale nie jest wygnieciona, bo przecież co będzie jak ktoś zobaczy, że jesteś w niewyprasowanej bluzce?
- Idziesz na wesele/chrzciny w 30 stopniowym upale, gotujesz się, ale zakładasz całkowicie przezroczyste, cieliste rajstopy, których kompletnie nie widać, bo na taką okazję „nie wypada” bez rajstop.
Takie przykłady można mnożyć w nieskończoność, a wszystkie i tak sprowadzają się do tego, że tak naprawdę wcale nie Ty decydujesz o tym co robisz i jak żyjesz. O Twoim życiu decyduje moda, opinia innych, dawno przeterminowane zasady savoir vivre, albo nawet Twoje kompleksy.
Uważasz, że to jest ok? Dla kogo żyjesz? Dla innych, czy dla siebie? Kto powinien dobrze się czuć w Twoim mieszkaniu? Ty, Twój mąż i dziecko, czy ciocia Stasia, która wpada w odwiedziny bez zapowiedzi? Kto powinien uważać, że jesteś najpiękniejszą kobietą na świecie? Twój facet, czy zołzowata koleżanka z pracy, której nawet nie lubisz?
Dlaczego ciągle dostosowujesz swoje życie do tego, co pomyślą inni, zamiast dostosować je do siebie. Może to będzie bardzo kontrowersyjne, co teraz napiszę, ale naprawdę: to, że żyjesz po swojemu nie czyni z Ciebie egoistki! Nawet jeżeli wszyscy próbują Ci wmówić, że jest inaczej. Olej ich! To nie gra komputerowa – masz TYLKO JEDNO ŻYCIE, bez szans na restart. Możesz je przejść z zaciśniętymi zębami, w eleganckich szpilkach, trzymając się szpilkostrady, powstrzymując łzy, nocami wyjąc z bólu i zbierając na operację haluksów. Ale możesz też przejść przez życie z uśmiechem na ustach, w wygodnych butach, które pozwolą Ci dojść wszędzie tam gdzie tylko zechcesz i uchronią Cię przez otarciami, odciskami i skręceniami. To tylko Twój wybór. Tak samo prosty, jak wybór butów w sklepie.
Jeżeli nikt do tej pory Ci tego nie powiedział to ja Ci to mówię teraz:
Masz prawo żyć tak jak chcesz!
Twoje życie to tylko i wyłącznie Twoja sprawa. Jeżeli w ogóle ktokolwiek ma prawo się do niego wtrącać, to tylko te osoby, z którymi sama świadomie CHCESZ to życie dzielić (mąż, dzieci). Dlaczego tak podkreśliłam to „chcesz”? Bo kompletnie nie potrafię zrozumieć kobiet, które dają sobą manipulować wbrew ich woli. Na przykład tkwią w nieudanym małżeństwie, bo wydaje im się, że dla dzieci lepszy będzie agresywny ojciec, który tłucze i poniża ich matkę niż szczęśliwa, zadowolona z życia i nieznerwicowana matka bez ojca.
Ja mam męża bo go lubię i mam frajdę z tego, że jest ze mną. Właśnie dlatego pytam go o każdą pierdołę i daje mu szansę, żeby z własnej woli zgodził się z moją opinią 😉 Jak on jest zadowolony, to ja jestem zadowolona jeszcze bardziej. Dziecka pytam o wszystko, co dziecka dotyczy (oczywiście w granicach zdrowia i bezpieczeństwa), bo naprawdę nie robi mi różnicy, czy będzie chodzić w żółtej bluzce, czy w fioletowej. Tak samo jak nie robi mi różnicy na jakie zajęcia dodatkowe będzie chodzić, jakie książki chce czytać, co chce zjeść na obiad itp. Tak jak ja – moje dziecko też ma jedno życie i ma prawo samo o nim decydować do momentu, do którego te decyzje nie zagrażają zdrowiu ani życiu.
Cała reszta osób, które żyją na tym świecie ma prawo swoją opinię wyrazić, bo nie zamierzam im wolności osobistej ograniczać, ale ja wcale nie mam obowiązku się do tej opinii dostosować. Nie mam nawet obowiązku jej wysłuchać. I Ty, jeżeli nie masz ochoty, też wcale nie musisz słuchać opinii innych. Łącznie z moją. Moja opinia jest moja i ma zastosowanie do mojego życia. Ty masz swoje życie, swoje opinie i swoje decyzje. Pamiętaj, że to Ty sama jesteś odpowiedzialna za błędy które popełniasz w życiu. Wolisz popełniać je z własnej woli, czy latami pokutować za błędy, które inni popełniają Twoim kosztem? Nawet sprowadzając te błędy do prozaicznego sprzątania: Koleżanki przekonują Cię, że białe meble w kuchni są teraz takie modne, piękne i „stylowe”? A jak myślisz, kto będzie musiał przez najbliższe 10-20 lat te stylowe białe meble czyścić? Ty czy Twoje koleżanki?
Od momentu wyjścia od fryzjera, to Ty będziesz musiała codziennie rano czesać i układać swoją nową fryzurę. Od chwili wyjścia ze sklepu z butami, to Ciebie będą obcierać te supermodne szpilki. I dokładnie w ten sam sposób działa Twoje mieszkanie.
To Ty będziesz musiała czyścić jasne ściany, prać kremową tapicerkę, wycierać kurz z surowych desek itp. Twoi goście przyjdą do Ciebie np. raz w miesiącu i przez kilka godzin będą patrzeć się na Twoje mieszkanie. Ale to Ty będziesz się na nie patrzeć przez 24 godziny na dobę, przez 365 dni w roku, przez kolejne kilka lat. I to Ty masz się w nim dobrze czuć, a nie Twoi goście. Jak gościom się coś nie podoba, to zawsze możecie się następnym razem spotkać u nich, albo w jakiejś knajpce.
Jeżeli jakieś rozwiązanie organizacyjne, które masz w domu, jest naprawdę super praktyczne i świetnie się sprawdza, ale nie wygląda zbyt reprezentacyjnie, to zastanów się, co jest DLA CIEBIE ważniejsze – żeby Tobie było wygodnie, czy żeby innym się podobało. Jasne, że idealnie byłoby jakby udało się spełnić oba te warunki, ale niestety najczęściej jest tak, że trzeba wybrać jedną opcję. Przynajmniej na początku, dopóki nie będziesz miała więcej czasu lub pieniędzy na dodatkowe upiększanie 😉
Skąd te dzisiejsze przemyślenia? Z tematu kompletnie niezwiązanego ze sprzątaniem – ostatnie kilka dni mąż mnie wyciąga na długie spacery i mam okazję podziwiać architekturę małych miejscowości (domki jednorodzinne, pensjonaty itp.). I wiesz co jest niesamowicie widoczne w takich budynkach? Moda! Nie wiem, czy mnie to bardziej dziwi, czy bardziej przeraża – Po zewnętrznym wyglądzie budynku można z dokładnością do 5 lat ocenić, kiedy ten budynek powstał. I nie jestem specjalistą od prawa budowlanego, który ocenia to po wymiarach, rynnach, odległościach od krawędzi posesji i innych parametrach technicznych, które prawdopodobnie zmieniały się wielokrotnie na przestrzeni lat. I nie muszę być. Bardzo dokładnie widać to po kształcie budynku, ilości ozdobników, rodzaju balustrady na balkonie, wyglądzie schodów, elewacji itp. Na pierwszy rzut oka widać, kostki z lat 70., futurystyczne ciągoty lat 80., czy ociekające dobrobytem wille jak wyrwane z planu zdjęciowego „Tygrysów Europy” i „Kilera”. Po czym następuje powrót do kostek, tym razem nieco bardziej wymyślnych, białych lub szarych, z elementami drewna, kamienia i wielkimi oknami. Aktualnie wszędzie panuje prostota, minimalizm i prześmiewcza pogarda dla przepychu, kiczu i pastelozy lat 90. A za kilkanaście – może kilkadziesiąt lat pewnie wrócimy do marmurów, złotych klamek, kryształowych żyrandoli, kolumn i łuczków, za to będziemy wyśmiewać te szaro-białe kloce, tak jak jeszcze piętnaście lat temu wyśmiewano szare kloce z lat 70 i 80.
Przez te spacery przypomniały mi się ostatnie artykuły na temat największego kiczu i bezguścia w polskich domach. Na czele tej listy znalazły się takie elementy wystroju jak boazeria, luksfery, zaokrąglone ściany, barek, pastelowe kolory, skórzane fotele, wanny narożne, wielowarstwowe firanki itp. Lista była bardzo, bardzo długa i uwzględniała w zasadzie wszystko, co było modne w ciągu ostatnich 30 lat. 😉 Kiedyś wszystkie mieszkania tak wyglądały, bo to było modne, a teraz wszystkie mieszkania (nowe lub niedawno remontowane) wyglądają jak skandynawski minimalizm. A za kilka lat wszystkie będą pewnie wyglądać jak shabby chic. I tego właśnie kompletnie nie jestem w stanie zrozumieć.
Dlaczego koniecznie musimy mieszkać (i wyglądać) tak jak nakazuje nam opinia innych wynikająca np. z mody? Jeżeli piętnaście lat temu podobały mi się czarne, skórzane fotele, to zupełnie nie rozumiem, dlaczego nagle miałyby mi się przestać podobać. I tak samo, jeżeli nigdy nie podobały mi się pastelowe ściany, to nie podobały mi się tak samo, jak były modne i nie podobają mi się nadal. Moda nie ma z tym absolutnie nic wspólnego. Jeżeli podobają mi się wściekliste kolory, lampy z lawą i brokat, to naprawdę opinia innych na ten temat mnie nie interesuje. A wiesz, co jest najlepsze w takim podejściu? Jeżeli robię coś tak, jak mi się podoba, to będzie mi się to podobać dokładnie tak samo, niezależnie od tego jak zmieni się moda. I nie ważne, że pojawią się nowe trendy – ja zawsze będę zadowolona. Niezależnie od tego, czy chodzi o wystrój mieszkania, ciuchy, fryzury, makijaż, czy cokolwiek innego. Jeżeli robisz coś po swojemu, to jesteś kompletnie odporna na wszystkie zmiany w otoczeniu. I będziesz szczęśliwa – niezależnie od opinii innych 🙂
Dlatego powtórzę to jeszcze raz: