Dlaczego nie umiesz pozbyć się niepotrzebnych rzeczy?

Zacznę może od tego, że problemy z pozbywaniem się rzeczy dzielą się na dwa główne „nurty”:

Pierwszy z nich jest bardziej oczywisty – dotyczy wszystkich naszych lęków i złudzeń związanych z oddawaniem naszej własności – bo się jeszcze przyda, bo tyle pieniędzy na to wydałam, bo będę tego używać, bo to cenna pamiątka itp. Wydaje nam się, że oddawanie niektórych rzeczy jest bolesne, przykre i ogólnie bardzo trudne. Czasami myśl o pozbyciu się czegoś powoduje wręcz fizyczny ból lub duszności. Ale te problemy są tak widoczne i „normalne”, że zajmę się nimi przy innej okazji.

Dzisiaj natomiast chciałam opowiedzieć Ci o drugim rodzaju problemów, który dotyka zdecydowanej większości z nas, ale nie mamy o nim pojęcia. Dlatego uważam, że jest niesamowicie ciekawy 😉

Każda z nas w trakcie porządków trafia na rzeczy, które nie są już potrzebne, nie będą używane i z którymi bez najmniejszych dramatów możemy się rozstać. Nie są to rzeczy ani ładne, ani szczególnie pamiątkowe, ani potrzebne, ani cenne i naprawdę na myśl o nich nie pojawia się żaden problem „pierwszego nurtu”. Ot jakieś klamoty, których spokojnie można się pozbyć z domu.

Wybierasz te klamoty, odkładasz, wręcz pakujesz do kartonów, pudeł czy toreb przeznaczonych „do oddania”, odstawiasz gdzieś na bok do wyniesienia i… nic. Przez kolejne tygodnie, miesiące lub nawet lata kręcisz się wokół nich – ciągle odnotowując w głowie, że musisz się w końcu ich pozbyć. A one tam tak leżą i czekają na zmiłowanie.

Chyba każda z nasz przynajmniej raz w życiu tak zrobiła. A u zdecydowanej większości to absolutna norma. Jestem pewna, że jeżeli u Ciebie miała miejsce taka sama sytuacja, to tłumaczyłaś ją (sobie lub rodzinie / znajomym) na bardzo wiele różnych sposobów:

  • Nie mam czasu tego wynieść.
  • Zawsze jak wychodzę z domu, to mam zajęte ręce.
  • Zupełnie o tym zapomniałam.
  • Naszykowałam do dla Zosi, a jeszcze nie miałam okazji się z nią spotkać.
  • Brakuje mi motywacji / siły / ochoty, żeby się za to zabrać.

I wiele, wiele, wiele innych.

Ale wiesz co? To wszystko bzdury!

Niewidzialny sznurek

Prawdziwy powód, dla którego wciąż tego nie zrobiłaś jest zupełnie inny. A co najciekawsze – prawdopodobnie sama nie zdajesz sobie sprawy z jego istnienia.

Z każdą z tych swoich rzeczy jesteś związana „niewidzialnym sznurkiem”. Czasem ten sznurek przypomina pajęczą nić, a czasem kotwicę Titanica – jednak w każdym przypadku służy do tego samego – pozwala Ci kontrolować tę rzecz.

No bo spójrzmy prawdzie w oczy:

Mówimy o rzeczach, które są niepotrzebne, nieprzydatne i teoretycznie nie masz z nimi żadnej emocjonalnej więzi. Ot nietrafiony zakup – za małe, nienoszone skarpety. Nie użyjesz bo za małe. Spokojnie możesz się ich pozbyć. Szykujesz „do oddania”. Tylko komu je oddać? Czy ten ktoś je doceni? Czy będzie je „szanował”? Czy aby na pewno nie wyrzuci ich na śmietnik? I co najciekawsze – CZY NA NIE ZASŁUGUJE? No bo przecież jak go stać, to niech sobie sam kupi. A jak masz coś oddać za darmo, to komuś, kto NAPRAWDĘ tego POTRZEBUJE.

Tym sposobem te nienoszone skarpety trafiają do worka w przedpokoju i czekają na swojego wybrańca. Na tego jednego ODPOWIEDNIEGO wybawiciela, który na nie zasłuży i który odpowiednio doceni ten wielki dar serca jakim jest para skarpet.

Nie muszę chyba mówić, że im mocniejszy jest ten nasz niewidzialny sznurek – tym godniejszy musi być wybawiciel.

Bo przecież ulubionej lali swojej córki (która ma już 25 lat i lali kompletnie nie pamięta) nie oddasz byle jakiemu, obcemu dziecku. Obce dziecko przecież nie doceni i zniszczy. Taką lalę, to najlepiej dopiero wnuczce. No w ostateczności siostrzenicy – o ile jesteś z nią w bliskim kontakcie. Nie wspominając już o tym, żeby tylko przez przypadek siostrzenicy nie przyszło do głowy lalę oddać, jak już nie będzie się nią bawić. Co to, to nie! Przecież lala musi zostać w rodzinie.

Swój ulubiony szkolny sweterek, w którym byłaś na pierwszej randce z chłopakiem, którego imienia już dzisiaj nawet nie pamiętasz, bo drugiej randki nie było – też przecież nie może iść gdzieś do kontenera – tam nikt go nie doceni i jeszcze na śmietniku wyląduje. No bo cóż to tam się z nim stanie! Musi trafić w odpowiednie ręce. Najlepiej jakiejś biednej nastolatki cierpiącej na depresję, bo rówieśnicy wyśmiewają i izolują ją z powodu biedy i braku modnych ubrań. A Twój cudowny sweterek sprawi, że dziewczynka znów poczuje się pewna siebie i odzyska chęć do życia.

A ta maszynka do mięsa, której od 15 lat nie użyłaś ani razu i już od kilku lat czeka w kartonie na wyniesienie? Przecież to taki doskonały sprzęt. Kupiłaś go w NRD za ciężko zarobione Marki, a wtedy jak robili to porządnie! Nie taki jednorazowy chłam jak teraz. Córka kuzynki uwielbia gotować – jak będzie szła „na swoje” to na pewno ucieszy się z takiej świetnej maszynki! No bo jak dopiero zaczyna samodzielne życie, to nie będzie jej stać na nowy sprzęt, a taka maszynka na pewno przyda jej się w kuchni. Jakbyś miała jakiemuś obcemu oddać, to na pewno nie doceni i popsuje.

No weź Ty się kobieto zastanów!

Przecież to jakiś absurd!

Ale ten absurd wcale nie kończy się na niewidzialnych grubych linach cumowniczych. Ten absurd dotyczy też niewidzialnych pajęczych nitek:

No bo ten wór starych „szmat”, w których od lat nie chodzisz i już nawet nie możesz na nie patrzeć nie powinien trafić do kontenera na odzież, bo przecież pracownicy sortowni rozkradną najlepsze rzeczy dla siebie. A oni mają pracę. To nic, że ohydną i w pewnym sensie niebezpieczną, bo oprócz, Ciebie – oddającej czyste, pachnące, poprasowane i poskładane w kosteczkę ubrania – muszą przewalać też sterty śmierdzących, przepoconych, (okupanych / zakrwawionych / obrzyganych) ubrań. Nie wszyscy oddają garsonki Chanel – jeszcze z metkami, bo w dziennym świetle wyglądają w nich grubawo. Niektórzy traktują takie kontenery, czy zbiórki odzieży jak śmietnik i wrzucają ubrudzone, podarte gacie. Również Ci, którzy chorują na choroby skórne czy zakaźne. I Ci nieszczęśni ludzie muszą zawodowo się w tym wszystkim babrać. No ale dostają za to pieniądze więc ich stać, żeby sobie coś kupić – a Ty na biednych dałaś, a nie dla tych co mają pracę! Bo wiadomo, że ludzie, którzy zawodowo zajmują się sortowaniem ciuchów (śmieci, złomu itp.) zarabiają tyle, że ich stać. Nie mają wysokich rachunków do opłacenia, dzieci na utrzymaniu, nie potrzebują pieniędzy na jedzenie, lekarstwa itp. Wiadomo, że takiej pracy podejmują się ludzie wysoko wykwalifikowani, zamożni „z domu”, którzy opływają w luksusy, a używane ciuchy sortują tylko po to, żeby ukraść biednym bezrobotnym najlepsze „kąski”.

Czy naprawdę Pani Kazi, która grzebie się w tym w wszystkim od lat, ledwo wiąże koniec z końcem, ale podejmuje się każdej pracy zamiast żerować na zasiłkach i darowiznach i do tego jeszcze swoją codzienną pracą pomaga ludziom, którzy są w równie ciężkiej sytuacji, należy żałować jednej ładniejszej bluzki? Czy nawet tej garsonki Chanel z metkami?

Pamiętaj, że to są rzeczy, których Ty się POZBYŁAŚ, bo były Ci NIEPOTRZEBNE. Dlaczego w ogóle obchodzi Cię co się z nimi stanie? Rozumiem, że nie chcesz na śmietnik wyrzucać, bo ekologia, marnotrawstwo i tak dalej. Ale skoro wiesz, że ktoś z tych rzeczy skorzysta i będzie ich używał, to co Ci za różnica kto to będzie? Pani Kazia nie jest godna, żeby chodzić w Twoich rzeczach? Nie zasługuje? Zasługuje na to tylko osoba, która chodzi owinięta starą zasłoną, bo jest tak biedna, że nie ma ani jednego ubrania, a jak podarujesz jej tę sztukę odzieży to będzie Ci tak wdzięczna jakby właśnie odzyskała wolność?

I żeby nie było niedomówień – nie chodzi mi to, żeby w tej chwili i w tym miejscu znaleźć jedyną słuszną metodę na oddawanie rzeczy. Nie chodzi mi o to, żeby oceniać co jest dobre, a co jest niedobre. Czy należy wrzucać swoje rzeczy (nie tylko ubrania) do kontenerów, oddawać organizacjom charytatywnym, szukać na własną rękę kogoś potrzebującego, sprzedawać na aukcjach charytatywnych, czy odkładać na śmietnik. Chodzi mi tylko o to, żebyś zobaczyła ten niewidzialny sznurek. Żebyś uświadomiła sobie, że nawet jak już podejmiesz decyzję o pozbyciu się rzeczy – nadal czujesz potrzebę kontroli. Że próbujesz decydować, czy ktoś zasługuje i odpowiednio doceni rzecz, której Ty się POZBYŁAŚ, bo była NIEPOTRZEBNA.

Mam świadomość, że rzeczy z kontenerów są „rozbierane” przez osoby sortujące. Mam świadomość, że są sprzedawane do lumpeksów. Mam świadomość, że duża część trafia do krajów „rozwijających się”, na wysypiska lub na czyściwo przemysłowe.

Mam świadomość, że często osoby „biedne” odbierające za darmo rzeczy na grupach internetowych, na serwisach z ogłoszeniami, czy na specjalnych forach – potrafią te rzeczy kilka dni później odsprzedać z zyskiem.

Mam świadomość, że panowie, którzy przyjechali do mnie do domu i za darmo zabrali mi starą zepsutą lodówkę, będą mieć pieniądze z odprzedania tej lodówki na części lub na złom.

Mam świadomość, że firmy przeprowadzkowe, którym można w ramach rozliczenia zostawić stare meble i wyposażenie którego już się nie chce – zarabiają na sprzedaży tych rzeczy.

Mam świadomość, że jak zostawiam niepotrzebne rzeczy na murku obok śmietnika, to może je zabrać bezdomny, potrzebujący, śmieciarz a nawet sąsiadka, która chodzi w kosmicznie drogim futrze i jeździ nowiutkim mercedesem.

I co z tego?

Skoro mnie już coś nie jest potrzebne, a komuś naprawdę może się przydać, to dlaczego miałabym oceniać, czy ten ktoś jest godzien korzystania z moich śmieci?

Jeżeli chcę pomóc biednym i potrzebującym, to mogę im pomóc na milion sposobów. Są organizacje charytatywne, zbiórki celowe, szlachetne paczki, wyprawki dla dzieci, społeczne lodówki i naprawdę cała masa możliwości, dzięki którym ludzie dostaną dokładnie taką pomoc, jakiej akurat potrzebują. I dzięki którym nie będą pozbawiani godności.

Bo często zapominamy, że ludzie (WSZYSCY) mają godność. I ta godność bardzo cierpi jeżeli jesteśmy zmuszeni do czegoś wbrew naszej woli, tylko dlatego, że jesteśmy biedni.

Wyobraź sobie, że nie stać Cię na ubrania. Co byś wolała? Chodzić w czymś paskudnym (w Twoim subiektywnym odczuciu) w czym wyglądasz koszmarnie i jest niewygodne, bo jesteś biedna i dostałaś to z darów, więc bierz co dają i nie wybrzydzaj, czy może dostać 5 zł i kupić sobie w sklepie z używaną odzieżą, na wyprzedaży „wszystko po 2 zł” dokładnie takie ubrania jakie chcesz, w jakich Ci wygodnie i w jakich dobrze się czujesz?

Wiesz co byś wolała?

Żadną z tych rzeczy!

Wolałabyś pójść do galerii handlowej i raz w życiu kupić sobie coś nowego z jakiejś popularnej sieciówki. A wiesz dlaczego? Dlatego, że NIGDY W ŻYCIU nie miałaś na sobie nic nowego. Od dzieciństwa musiałaś donosić ubrania po starszym rodzeństwie, albo dzieciach sąsiadki. A odkąd sama musisz się utrzymywać też niewiele się zmieniło. Rodzeństwa co prawda również nie stać na fajne ciuchy, ale na szczęście córka sąsiadki nosi podobny rozmiar i jak jej się coś znudzi to Ci podrzuca. Co z tego, że się jakaś mała dziurka lub plamka gdzieś trafi. Przecież i tak nie jesteś warta niczego lepszego i nie zasługujesz na nowe rzeczy, bo jesteś społecznym śmieciem. Więc jak ktoś Ci jesienią podaruje stary, znoszony sweter, to powinnaś przyjąć bez mrugnięcia okiem i być wdzięczna do końca życia. Co z tego, że w zimnych kolorach wyglądasz jak trup. Sweter jest tylko dwa rozmiary za duży, więc podwiniesz rękawy i przynajmniej po rękach nie będzie Ci wiało.

Prawda jest taka, że nie tylko nas, ale i cały świat zalewa fala konsumpcjonizmu. Ciągle kupujemy nowe rzeczy, bo są, bo możemy i bo nas stać. I ciągle pozbywamy się starych rzeczy, bo nam się znudziły, nie mamy miejsca lub mamy za dużo wszystkiego. No i tych rzeczy których się pozbywamy robi się naprawdę bardzo, bardzo, bardzo dużo. To nie jest tak, że ludzie potrzebujący potrzebują Twojego starego swetra bo zamarzną w zimie. Naprawdę nawet najbiedniejszych stać, żeby skorzystać z oferty sklepu z odzieżą używaną. Nawet ten bezdomny, który będzie żebrał na ulicy może wyżebrać 2 zł na sweter lub 5 zł na kurtkę. I jestem przekonana, że jakby nawet nie miał, to większość sklepów z używaną odzieżą bez problemu podarowałaby mu te kilka rzeczy, których od kilku miesięcy nikt nie kupił.

No i nie widziałam nigdy osoby potrzebującej, której do szczęścia w życiu brakuje tylko Twoich kryształów po babci albo najnowszej książki o marketingu internetowym, którą już przeczytałaś i chcesz oddać.

Prawda jest taka, że osoby potrzebujące najczęściej potrzebują tak bardzo prozaicznie – pieniędzy, za które mogłyby kupić to, co im się naprawdę przyda i co im się naprawdę spodoba. Sama często kupuję na pchlich targach, za pośrednictwem ogłoszeń internetowych czy w ciuchlandach. Sprawia mi to frajdę i robię to z własnej woli, bo mam wybór. Jakbym tego wyboru nie miała, prawdopodobnie moim największym marzeniem byłoby kupienie sobie czegoś nowego w normalnym sklepie.

Dlatego jeżeli potrzebujesz pomagać to pomagaj! Ale pamiętaj, że życie jest dużo prostsze niż nam się wydaje:

  • Jeśli chcesz komuś pomóc, to zapytaj go jak możesz to zrobić / czego potrzebuje i dostarcz mu to, co on chce dostać, a nie to co Ty chcesz mu dać.
  • Jeśli nie chcesz produkować dodatkowych śmieci pozbywając się rzeczy, to nie wyrzucaj ich do kubła na śmieci, tylko pozwól, żeby KTOKOLWIEK z nich skorzystał (nawet sąsiadka z mercedesem). Nie szukaj na siłę godnego wybawiciela.
  • Jeśli chcesz się czegoś pozbyć z domu, to się pozbądź i przetnij wreszcie ten cholerny niewidziany sznurek!

 

Nie chcesz przegapić nowych wpisów? Zapisz się na mój newsletter:

Podobał Ci się ten wpis? Podziel się nim: