Jeżeli wczoraj dokładnie wszystko poprzestawiałaś i poodkurzałaś, to dzisiaj masz pełne pole manewru i możesz swobodnie pobiegać z mopem 😉
Dlaczego robisz to dopiero dzisiaj, a nie wczoraj bezpośrednio po odkurzaniu? Bo tak jak pisałam Ci wczoraj o miotle – odkurzacz też wzbija w powietrze trochę kurzu. Nie ma absolutnie żadnej możliwości żeby poodkurzać tak precyzyjnie by w powietrzu nie unosił się kurz. Zawsze choć trochę zostanie i będzie się osadzać z powrotem na podłodze. Żeby jak najmniej tego kurzu zostało po sprzątaniu – podłogę myjesz dzisiaj. Razem z poważniejszymi plamami zmyjesz też kurz, który od wczoraj powinien już opaść.
Jeżeli masz dywany lub wykładziny – możesz je dzisiaj przeprać – na tyle na ile jesteś w stanie. Nie będę się tu szczególnie wymądrzać, bo dla mnie pranie dywanów to niewyobrażalnie ciężkie zadanie. Dlatego też żadnych nie mam i mieć nie będę.
Na dywanach się co prawda nie znam, ale mogę Ci sprzedać kilka leniwych sposobów na mycie podłogi:
- Do mycia płytek w kuchni i łazience, zamiast płynu do podłóg, używam wody z wybielaczem (chlorem). Zamiast wybielacza nadaje się też płyn do toalet – pod warunkiem, że jest to wersja podstawowa – na bazie chloru. Unikałabym środków „odkamieniających” na bazie kwasów – mogą uszkodzić fugi.
- Mam to szczęście, że cała podłoga u mnie w mieszkaniu jest mocno wodoodporna, więc jeżeli natknę się na jakąś zaschniętą plamę to moczę ją lub kładę na niej mokrą kulkę z ręcznika papierowego. Po kilkunastu minutach plama daje się łatwo zetrzeć.
- Aby nie namęczyć się przy myciu, spryskuję całą podłogę wodą z płynem do podłóg (na płytkach – wodą z chlorem). Takim zwyczajnym spryskiwaczem do kwiatków. Oczywiście żeby nie było wątpliwości – kwiatków nim później nie spryskuję, bo mogłyby tego nie przeżyć 😉 Jak już podłoga jest cała równomiernie mokra, to zostawiam ją na kilka minut (dosłownie kilka – nie może wyschnąć) i dopiero zabieram się za mycie. Po takim odmakaniu myje się dużo łatwiej. Ostrzegam, że nie testowałam tego na podłogach, które nie lubią wody (np. panele). U mnie sprawdza się na kaflach, na korku i na drewnianych schodach.
- Starych fug na podłodze nie da się wyczyścić do białości jak na reklamach. Najskuteczniejszy jest chlor ale nie jest to magiczne zaklęcie. Można też coś kombinować z wybielającą pastą do zębów, wodą utlenioną lub sodą, ale jeśli chcesz mieć idealnie białe fugi na podłodze, to nie męcz się z szorowaniem tylko je pomaluj – są do tego specjalne farby.
- Podłogę myję zawsze na dwa wiadra (idealnie byłoby na trzy ale nie jestem aż tak ambitna). W pierwszym jest woda z odpowiednim środkiem czyszczącym, a w drugim jest bardzo, bardzo dużo czystej wody. Procedura jest następująca: Moczę mopa w wodzie z płynem, przecieram podłogę, płuczę w wiadrze z wodą i ponownie moczę w wodzie z płynem. To idealne trzecie wiadro, byłoby na drugie płukanie żeby jak najmniej brudzić wodę z płynem. Ale nawet w takim wypadku kiedy woda z płynem robi się brudnawa to znaczy, że trzeba wymienić zawartość wszystkich wiader na nową.
- Podłogę w małych pomieszczeniach (np. łazienka, schody) wygodniej jest myć starodawną metodą – szmatą na kolanach 😉 – czasem pomieszczenie jest tak niewygodne, że zdecydowanie mniej roboty wymaga umycie ręczne niż gimnastyka artystyczna na kiju od mopa próbując dosięgnąć w zakamarki i uważając żeby niczego nie postrącać. Pamiętaj – wszystkie akcesoria do sprzątania są do ułatwiania a nie do utrudniania. Jak utrudniają, to trzeba sprzątać bez nich 🙂
I to chyba wszystkie moje mądrości na ten temat. Na koniec zdradzę Ci sekret: Wiesz po czym poznać, że masz w domu bałagan? Bałagan masz wtedy, kiedy w myciu podłogi nie przerażają Cię wiadra z wodą i latanie na mopie tylko ilość rzeczy, które musiałabyś poprzestawiać żeby się do tej podłogi dostać 😉
P.S. Oczywiście pamiętaj o tym, żeby zmyć nie tylko „rynek”, ale też te wszystkie zakamarki pod meblami, o których zazwyczaj zapominasz.