Skąd się bierze ogromny bałagan?

Większość z nas ma podświadomie „wdrukowane” pewne schematy myślenia. Na podstawie tych schematów oceniamy zarówno siebie jak i nasze otoczenie. Nagminnie stosujemy pewne przeniesienia:

  • leń – bałagan / człowiek zajęty – porządek
  • olewacz – bałagan / perfekcjonista – porządek
  • osoba niepewna – bałagan / osoba kontrolująca – porządek
  • niebezpieczne miejsce – bałagan / bezpieczne miejsce – porządek
  • duża rodzina – bałagan / samotnik – porządek

Przez takie i wiele, wiele podobnych utrwalonych schematów myślenia często nie potrafimy zrozumieć z czego wynikają nasze własne (lub naszych bliskich) problemy z utrzymaniem porządku. Stosujemy całą masę kalek i szufladek, w które na siłę wrzucamy pewne zjawiska.

Jednak prawda jest zupełnie inna. Zazwyczaj właściwa odpowiedź na pytanie jest tam, gdzie nikt nawet nie próbuje jej szukać.

Prawda jest taka, że przytłaczający, ogromny bałagan nie wynika z naszych naturalnych cech. Ten chaos, który ciągle utrzymuje się wokół nas, powstaje najczęściej w wyniku zjawisk, na które nie mieliśmy zbyt dużego wpływu – w wyniku mniej lub bardziej poważnych zaburzeń lub zachwiań naszej psychiki. Oczywiście nie twierdzę, że każda osoba, która ma w domu odrobinę nieładu od razu powinna umawiać się na wizytę u psychologa. Wydaje mi się natomiast, że powinna bezwzględnie usiąść i zastanowić się nad tym, gdzie tak naprawdę leży pierwotna przyczyna problemu.

A główna przyczyna jest zazwyczaj jedna – nadmierna potrzeba kontroli. I to często nie tylko kontroli bieżącej, ale też panowania nad przeszłością i przyszłością.

Wyobraź sobie takie sytuacje:

  1. Prosisz któregoś z domowników, żeby przejrzał kubki w kuchni i pozbył się tych niepotrzebnych, a Ty nie sprawdzasz, które kubki zostały zapakowane do wyniesienia, tylko wynosisz zamknięty karton.
  2. Prosisz dziecko, żeby zapakowało zabawki, które chce oddać bo już się nimi nie bawi, a później nie sprawdzasz, które zabawki zostały zapakowane, tylko oddajesz zawiązany worek.
  3. Prosisz męża / partnera, żeby wyrzucił swoje znoszone i zniszczone ubrania i nie sprawdzasz co wyrzuca.
  4. Prosisz kogoś z domowników o powycieranie kurzu z półek i nie sprawdzasz, czy np. pod książkami też jest wytarte.
  5. Prosisz kogoś z domowników o umycie patelni i nie sprawdzasz, czy jest dokładnie umyta.

Jesteś w stanie zrobić którąkolwiek z tych rzeczy?

A jakby zamiast kubków, zabawek, czy ubrań chodziło o dokumenty, filmy, książki, garnki, ścierki, buty, kosmetyki, czy naprawdę cokolwiek innego?

A jakby zamiast półek, odkurzenia wymagała podłoga, góra szafy lub żyrandol?

A jakby zamiast patelni chodziło o umywalkę, lustro, garnek na zupę lub toaletę?

Jesteś w stanie nie sprawdzać, nie poprawiać i nie ingerować w decyzje oraz metody domowników?

Jeżeli przykłady, o których napisałam nie robią na Tobie żadnego wrażenia i normą u Ciebie w domu jest to, że nie sprawdzasz i nie poprawiasz po domownikach, to jestem pewna, że porządek „trzyma się” Twojego domu. Może raz jest gorzej, a raz lepiej ale zazwyczaj macie posprzątane „wystarczająco dobrze”.

Jeżeli natomiast którykolwiek z tych przykładów (lub wszystkie) wywołał u Ciebie uczucie podenerwowania, dreszcz grozy lub myśl, że nigdy w życiu nie dopuściłabyś do takiej sytuacji, żeby ktoś bez nadzoru ingerował w Twój dom i Twój porządek, to jest właśnie pierwszy objaw nadmiernej potrzeby kontroli i opcje są dwie:

  • albo masz względny porządek kosztem wszystkiego innego – nic nie robisz tylko ciągle i ciągle sprzątasz,
  • albo masz w domu chaos nie do ogarnięcia.

A im większą zgrozę wywołała w Tobie myśl, że ktoś mógłby wyrzucić coś co jest Ci potrzebne, albo że miałabyś nie sprawdzać czy ktoś wystarczająco dobrze posprzątał – tym ten chaos jest większy.

Smutna prawda jest taka, że za każdym razem kiedy dajesz sobie wyłączne prawo do decydowania o każdym przedmiocie, każdym pyłku i każdej czynności – bierzesz na siebie odpowiedzialność za te przedmioty, pyłki i czynności. Lata wbijania domownikom do głowy, że coś będzie dobrze zrobione dopiero jak zrobisz to sama zawsze będą skutkowały tym, że faktycznie wszystko będziesz musiała robić sama. Lata warczenia i pretensji o to, że coś zostało wyrzucone, oddane, albo schowane „w złym miejscu” poskutkują tym, że osobiście będziesz musiała zadecydować o dalszym losie lub miejscu każdego przedmiotu, który masz w domu (ze śmieciami włącznie). Jeżeli latami karcisz domowników za to, że coś robią nie tak, albo że za Twoimi plecami wyrzucili „bezcenny” kubeczek po jogurcie, z którego planowałaś zrobić doniczkę na sadzonki, to nie dziw się, że w końcu wszyscy dadzą sobie spokój i przestaną robić cokolwiek, żeby Ci pomóc.

Wspominałam już kilkukrotnie, że mam ogromny problem z pozbywaniem się ciuchów. Dlatego od lat dosłownie tonę w ubraniach i poświęcam naprawdę masę czasu na upychanie ich gdzie się da. Przyznaje się – kompletnie nie potrafię podejmować racjonalnych decyzji związanych z ubraniami. Jakiekolwiek sukcesy w pozbywaniu się ubrań udało mi się osiągnąć dopiero kiedy całkowicie oddałam kontrolę i zaufałam mężowi. Nie byłam w stanie obiektywnie ocenić swoich rzeczy, więc musiałam znaleźć kogoś, kto mi w tym pomoże. Wiesz dlaczego znowu o tym piszę?

Podczas niedawnej rozmowy na temat tych wszystkich moich rzeczy, które udało nam się dotychczas zapakować i wywieźć, mój mąż powiedział coś, co mnie bardzo uderzyło:

Już 10 lat temu wiedziałem, że nie będziesz używać tych rzeczy, ale nie dałaś sobie nic powiedzieć„.

Przez 10 lat (w trakcie których faktycznie ani razu nie ruszyłam omawianych ubrań) niepotrzebne ciuchy zajmowały nam pół szafy, bo ja nie dałam sobie nic powiedzieć, a mąż nie widział sensu, żeby się ze mną o to „na siłę” kłócić. 10 lat czekał aż ja w końcu sama dojdę do tego, że może warto go posłuchać i oddam część tej mojej absolutnej kontroli.

Opowiadam Ci to, żebyś sama zastanowiła się, czy bałagan w Twoim domu nie wynika właśnie z tej nadmiernej kontroli. Czy ten przytłaczający ogrom klamotów w mieszkaniu nie wynika z tego, że Ty również od iluś lat „nie dajesz sobie nic powiedzieć”. Może to nie jest tak, że wszystko jest na Twojej głowie, bo nikt nie chce Ci pomóc. Może wszystko jest na Twojej głowie i jesteś z tym całkiem sama, bo Twoi domownicy i przyjaciele – tak jak kiedyś mój mąż – nie chcą się z Tobą o to kłócić.

Może ten bałagan wcale nie bierze się z tego, że jesteś leniwa i wszystko olewasz, tylko właśnie z tego, że wszystko musi być idealnie i dokładnie po Twojemu, a jak ktoś ma robić „źle” lub „byle jak”, to lepiej niech nie robi wcale. Tylko, że Ty nie masz ani czasu, ani siły, żeby robić WSZYSTKO. A tym bardziej, żeby to WSZYSTKO robić tak perfekcyjnie jak byś chciała.

Może najwyższa pora dopuścić do siebie myśl, że nie wszystko musi być dokładnie po Twojemu. Może warto skorzystać z takiej pomocy, jaką masz wokół siebie. To nic, że ktoś niedokładnie zetrze kurz, skoro efektem tego działania i tak będzie zmniejszenie ilości kurzu w domu. To nic, że ktoś schowa rzeczy nie do tej szafki co trzeba, skoro w efekcie rzeczy przestaną się walać po całym mieszkaniu. To nic, że ktoś ustawi pranie na inny program niż powinno być, skoro efektem będą wyprane ubrania. I to nic, że ktoś za Ciebie przejrzy stare papiery, dziecięce zabawki, kubki, książki, czy cokolwiek innego, skoro efektem tego przeglądu będzie mniej rzeczy w domu.

Pamiętaj, że zawsze, w każdej dziedzinie życia za rękę z kontrolą idzie odpowiedzialność. Za każdym razem, kiedy chcesz coś kontrolować – jesteś za to w 100% odpowiedzialna. Za każdym razem kiedy przejmujesz nad czymś kontrolę – odpowiedzialność za czyjeś zadania (i wina za czyjeś błędy) spada na Ciebie. A taka odpowiedzialność to naprawdę ogromny i przytłaczający ciężar.

  • Jeżeli na każdym kroku kontrolujesz dziecko, czy np. odrobiło zadanie domowe, to brak zadania domowego jest tylko i wyłącznie Twoją winą, bo nie przypomniałaś i nie dopilnowałaś.
  • Jeżeli kontrolujesz męża, czy np. wrzucił ubrania do kosza na pranie, to brak czystych ubrań będzie Twoją winą bo nie przypomniałaś i nie dopilnowałaś.
  • Jeżeli kontrolujesz współlokatorkę, czy np. zapłaciła rachunek za prąd, to brak prądu będzie Twoją winą, bo nie przypomniałaś i nie dopilnowałaś.

Naprawdę chcesz, żeby każdy błąd, każdego człowieka w Twoim otoczeniu był wyłącznie Twoją winą? Chcesz ponosić taką odpowiedzialność?

Czujesz się na siłach?

Chcesz, żeby kiedyś mąż zaczął mieć do Ciebie pretensje, że spóźnił się do pracy, bo go nie obudziłaś, że wyszedł na idiotę na służbowym spotkaniu, bo nie zapakowałaś mu projektu do teczki, że jest głodny, bo nie zrobiłaś mu kanapki, a w efekcie, że przez Ciebie się na Ciebie wydziera, bo tak go zdenerwowałaś tym wszystkim czego nie dopilnowałaś?

Chcesz, żeby dziecko miało do Ciebie pretensje, że ma złą ocenę z przedmiotu, bo go czegoś nie nauczyłaś, że nie dostało się na wymarzone studia, bo mu nie załatwiłaś korepetycji do matury, czy że nie dostało się do pierwszej pracy, bo mu nie wyprasowałaś koszuli/bluzki na rozmowę kwalifikacyjną?

Za KAŻDYM razem kiedy coś kontrolujesz lub kogoś wyręczasz – bierzesz na siebie odpowiedzialność. Jesteś pewna, że tego właśnie chcesz? Chcesz być odpowiedzialna za wszystko i za wszystkich?

A może jednak warto spróbować oddać część tej kontroli, a wraz z nią część odpowiedzialności. Może warto w końcu zatrzymać się i powiedzieć „Róbcie jak uważacie i weźcie za to odpowiedzialność”. Może warto zdjąć z siebie odpowiedzialność za cały Świat i winę za wszystkie błędy? Może watro czasem uświadomić mężowi, że brak czystych gaci to jego wina, bo nie pofatygował się nawet, żeby wrzucić brudne do kosza na pranie, a dziecku, że kolejna jedynka z historii to jego wina, bo nawet nie zajrzało do książki przed sprawdzianem. I może watro wreszcie odpuścić z tą kontrolą i oddać wszystkim innym odpowiedzialność za ich życie, czyny i błędy. A odpowiedzialność za dom podzielić między wszystkich domowników.

Może warto się czasem otworzyć, „dać sobie coś powiedzieć” i spróbować oddać kontrolę nad tymi sprawami, z którymi same nie możemy sobie poradzić.

Nie zrozum mnie źle – absolutnie nie zachęcam Cię do wpadania w skrajności i oddawania komuś innemu kontroli nad całym Twoim życiem. Zachęcam Cię do znalezienia „złotego środka”. Kontroli i odpowiedzialności za sprawy, które dotyczą najważniejszych aspektów własnego życia (zdrowia, równowagi psychicznej, środków do życia) i umiejętności oddania tej kontroli i odpowiedzialności w sprawach, mniej istotnych, ale na tyle trudnych, że sama sobie z nimi nie radzisz (jak chociażby ten mój przegląd ubrań, remont mieszkania, czy nawet wybór restauracji na piątkową randkę). Kontrola nad własnym życiem i odpowiedzialność za samą siebie jest bardzo ważna, ale moim zdaniem jeszcze ważniejsza jest umiejętność znalezienia miejsca, w którym kończy się Twoje życie, a zaczyna życie innych.

 

Nie chcesz przegapić nowych wpisów? Zapisz się na mój newsletter:

Podobał Ci się ten wpis? Podziel się nim: