Czy wolno Ci próbować?

Byłam ostatnio świadkiem pewnej przygody związanej z rezygnacją. Jedna z bliskich mi osób zabrała się za realizację pewnego ambitnego celu, do którego kompletnie nie była przygotowana. I z pełną premedytacją nie piszę konkretnie o co chodzi, bo naprawdę nie ma to najmniejszego znaczenia 😉

Znaczenie ma fakt, że ta osoba postanowiła spróbować czegoś nowego, nie mając kompletnie wiedzy co ją czeka i czy będzie jej to odpowiadać. To mniej-więcej tak, jakbyś poszła do restauracji i postanowiła spróbować nowego dania (np. ośmiornicy, pieczonych mrówek, kaszanki, kimchi – czegokolwiek, czego nigdy wcześniej nie jadłaś). Masz jakiś baaaardzo poglądowy obraz tego, jak to nowe danie powinno teoretycznie smakować (np. pieczone mrówki teoretycznie powinny być kwaśne) ale tak naprawdę nie masz pojęcia jak smakuje, bo nigdy wcześniej go nie jadłaś. No i skoro oprócz domysłów, nie masz zielonego pojęcia co Cię czeka, to logika podpowiada dwa wyjścia:

  1. Pieczone mrówki Ci posmakują (lub smak będzie neutralny) na tyle, że nie będziesz mieć problemu, żeby zjeść danie do końca.
  2. Danie okaże się tak paskudne i obrzydliwe, że wyplujesz już pierwszy kęs i absolutnie nikt Cię za żadne pieniądze nie zmusi, żebyś zjadła chociaż odrobinkę więcej – ja tak mam z kożuchem na budyniu. No nie mogę i już, bo aż mnie zaczyna cofać.

Rozpoczynanie nowej, nieznanej rzeczy z takim podejściem wydaje mi się być rozsądne, sensowne i zrozumiałe. Jednak ku mojemu ogromnemu zaskoczeniu okazało się, że tak nie jest. Okazało się, że większość ludzi uważa, że jeżeli zdecydowałaś się spróbować pieczonych mrówek, to niezależnie od tego o jaki odruch wymiotny Cię przyprawiają, to powinnaś je zeżreć do końca, bo przecież sama je sobie zamówiłaś i sama za nie zapłaciłaś. A poza tym zjedzenie ich do końca umocni Twój charakter, pozwoli Ci pokonać Własne słabości i będzie mieć jeszcze milion innych zbawiennych skutków dla Twojej psychiki, wynikających z „opuszczania strefy komfortu i pokonywania własnych ograniczeń”. A jak tych mrówek nie zjesz to będziesz jednym wielkim przegranym, będziesz nic niewarta, stracisz poczucie własnej wartości i tak dalej.

To był właśnie moment, w którym uświadomiłam sobie gdzie leży jeden z największych problemów w ludzkim życiu.

Na siłę nadajemy wielkie znaczenie przypadkowym zdarzeniom

Osoba, od której zaczęłam dzisiejszy wpis, swojego celu nie zrealizowała. Spróbowała. Zobaczyła jak te metaforyczne mrówki naprawdę smakują i stwierdziła, że nie warto. Że wysiłek jaki musi włożyć w dociągnięcie tematu do końca, absolutnie nie jest wart efektu jaki może dzięki temu osiągnąć. Odpuściła i najzwyczajniej w świecie zrezygnowała. I wiesz co się stało? NIC!

Kompletnie nic się nie stało! A dlaczego? Bo nasze życie nie składa się z kilku WIELKICH RZECZY tylko z milionów kompletnie przypadkowych zdarzeń. Bo na każdy jeden raz kiedy z czegoś rezygnujemy, odpuszczamy i „poddajemy się” przypadają setki razy, kiedy realizujemy swój cel i dociągamy tematy do końca. Bo tak naprawdę może i sukcesy budują nasze poczucie własnej wartości, ale to umiejętność odpuszczania daje nam poczucie bezpieczeństwa i trzyma nas przy życiu. Ilu kierowców ginie w wypadkach drogowych, bo „jeszcze tylko 20 km – dam radę”? Ile osób co roku traci przytomność, a czasem nawet życie usiłując przebiec maraton? Ile osób umiera podczas górskich wypraw na największe szczyty świata?

Oczywiście, że są kierowcy, którzy bezpiecznie docierają do celu, są ludzie, którzy przebiegają maraton i są ludzie, który zdobywają koronę świata. Powiedziałabym wręcz, że to właśnie oni – Ci, którym się udało – stanowią większość. ALE oni nie budzą się pewnego pięknego dnia rano i nie mówią „Dzisiaj chyba przepłynę wpław Kanał La Manche”. Oni najpierw idą na basen i uczą się pływać. Później przepływają 500 metrów, później kilometr, a później półtora kilometra i tak dalej. Odpuszczają i rezygnują jakieś tysiąc razy zanim nastanie ten jeden – jedyny raz, kiedy im się uda osiągnąć swój największy cel. Ale po drodze osiągają tysiące mniejszych. Dla kogoś, kto jeszcze kilka miesięcy wcześniej nie umiał pływać, nawet 500 metrów będzie wielkim sukcesem.

Nie widzimy własnych sukcesów

Nasze największe problemy nie polegają na tym, że z czegoś rezygnujemy – że się poddajemy. Nasz największy problem polega na tym, że nie widzimy tego, co nam się do tej pory udało. Świat oczekuje od nas WIELKICH RZECZY, ale tak naprawdę ważne jest to, czego my sami od siebie oczekujemy i czy umiemy się cieszyć z tego co mamy.

Oczywiście nie pisałabym o tym, gdyby nie miało to odbicia w sprzątaniu 😉 Kojarzysz ten moment, kiedy wstajesz rano pełna energii i planujesz sobie „dzisiaj w końcu posprzątam ten bałagan”? A później trochę ogarniasz, robisz zakupy, ugotujesz coś, zjesz, jeszcze trochę poogarniasz, przejrzysz jakiś jeden stos rzeczy, poskładasz trochę ciuchów, zmyjesz naczynia i masz już serdecznie dosyć wszystkiego.

I co? I padasz na kanapę z ogromnym poczuciem zniechęcenia i porażki, bo Ci się nie udało. Nie zrealizowałaś celu. Nie posprzątałaś. Nie zeżarłaś tych paskudnych mrówek.

Kompletnie nie widzisz, że udało Ci się:

  1. Wyrzucić śmieci.
  2. Zrobić zakupy.
  3. Ugotować obiad.
  4. Przejrzeć jedną półkę.
  5. Naszykować kilka rzeczy do oddania/wyrzucenia.
  6. Poskładać kilkanaście ubrań.
  7. Zmyć naczynia.

Owszem. Nie zrealizowałaś jednego – wielkiego celu, ale za to udało Ci się zrealizować siedem mniejszych. Jutro może uda Ci się zrealizować osiem, a za tydzień może nawet 15. Ale nawet jeżeli jutro zrealizujesz tylko jakieś dwa malutkie to i tak będą to Twoje małe sukcesy. Twoje kroki, które zbliżą Cię do tego największego celu.

Ale czy zawsze musi tak być?

Czy zawsze musisz ciągnąć małymi krokami do celu, bo taki cel sobie wymyśliłaś? Czy nie możesz w połowie stwierdzić, że te mrówki to Ci jednak nie smakują? Oczywiście, że możesz! Zamiast latami walczyć ze stertami bałaganu, możesz pozbyć się rzeczy. Zamiast wmawiać sobie, że w końcu kiedyś wycyklinujesz tę podłogę, możesz zamówić ekipę, która zrobi to za Ciebie. Zamiast męczyć się ze zbyt ciasnym, niewygodnym i nieustawnym mieszkaniem możesz się „poddać” i zwyczajnie przeprowadzić. Możesz kupić nowe meble, jeżeli w starych coś Ci się nie mieści. Możesz zrezygnować z popołudniowego kursu jeżeli brakuje Ci czasu, żeby nacieszyć się własnym życiem i możesz kupić sobie rozmiar większą sukienkę, jeżeli z tego ciągłego odchudzania kręci Ci się w głowie z głodu i zmęczenia.

Odpuszczanie to nie grzech

Umiejętność odpuszczania jest Ci potrzebna nie tylko po to, żebyś się nie zajechała fizycznie, nie wyniszczyła sobie zdrowia, czy nie wpadła w depresje. Umiejętność odpuszczania jest KLUCZOWA jeżeli chodzi o poznawanie siebie, swoich ograniczeń ale też swoich możliwości. Przecież nie każdy z nas jest taki sam. Nie każdy musi umieć to samo. Nie każdy musi robić to samo. Każdy inaczej żyje i ma inne zdolności.

Czy naprawdę uważasz, że wszystko, co zaczynasz w życiu jest warte skończenia? Czy jak zaczniesz uprawiać jakiś sport, ale stwierdzisz że jednak Ci nie pasuje to znaczy, że musisz go uprawiać do końca życia, bo zaczęłaś? Czy jeżeli idziesz na studia, albo bierzesz udział w jakimś kursie ale okazuje się, że to zupełnie nie Twoja bajka, to naprawdę musisz to kończyć? Czy jeżeli nie podoba Ci się Twoja praca, to musisz w niej siedzieć do końca życia?

Czy w takich sytuacjach traktujesz rezygnację jako swoją porażkę? A jak Ci powiem, że te kilka prób uprawiania nielubianego sportu pozwoliło Ci poprawić kondycje i wzmocnić mięśnie? Te kilka nudnych zajęć dało Ci podstawową wiedzę o temacie, o którym do tej pory nie miałaś zielonego pojęcia, a koszmarna praca dała Ci nowe umiejętności (chociażby radzenia sobie ze stresem), których do tej pory nie miałaś.

Każdy medal ma dwie strony

Do sukcesu w jakiejś dziedzinie prowadzi długa i kręta ścieżka, a każdy duży cel wiąże się z setkami drobnych porażek i z tysiącami drobnych sukcesów. Dzisiaj chcę Ci powiedzieć, żebyś w życiu starała się skupić właśnie na tym tysiącu drobnych sukcesów. Nawet jeżeli z jakiegokolwiek powodu nie osiągniesz swojego celu, to po drodze do niego osiągniesz tysiąc małych sukcesów, które są dla Ciebie powodem do dumy. Nie zapominaj o nich. To one dają Ci nową wiedzę, nowe umiejętności i inną perspektywę. Czasem w trakcie drogi może się okazać, że już Ci wcale na tym wielkim celu nie zależy i że już wcale nie jest dla Ciebie taki ważny jak Ci się wydawało. Nie bój się próbować nowych rzeczy, ale też nie bój się rezygnować jeżeli coś Ci się nie spodoba. To Twoje życie i masz prawo przeżyć je tak jak chcesz, robiąc to co Ci sprawia przyjemność. Nie zjadaj talerza pieczonych mrówek tylko dlatego, że „wychodzenie ze strefy komfortu” jest takie modne i rozwijające. Jeżeli już masz je zjeść, to albo dlatego, że Ci smakują albo dlatego, że naprawdę bardzo tego chcesz. Pamiętaj, że zawsze możesz zamówić coś innego.

Thomasowi Edisonowi przypisuje się stwierdzenie:

„Nie poniosłem porażki. Po prostu znalazłem 10 000 sposobów, które nie działają.”

Nie wiadomo, czy faktycznie kiedykolwiek je wypowiedział, ale przytaczam je, bo niezależnie od tego, kto to naprawdę powiedział – miał racje. To, że testujemy nowe rzeczy i odkrywamy, że nie działają, jeszcze wcale nie oznacza, że ponosimy porażkę. Zwyczajnie dowiadujemy się co w naszym wypadku nie ma sensu i co się nie sprawdza. Dotyczy to każdej dziedziny życia. Jeżeli nie jesteś szczęśliwa w małżeństwie to się rozwiedź. Jeżeli nie odpowiada Ci Twoja praca to ją zmień. Jeżeli nie podoba Ci się kraj w którym mieszkasz, to wyjedź za granicę. Jeżeli nie pasuje Ci układ mebli w domu, to je poprzestawiaj, a jeżeli jakieś rozwiązanie organizacyjne nie działa i się nie sprawdza, to wypróbuj inne. Nie traktuj wszystkiego, co w życiu odpuszczasz i wszystkiego co Ci się nie udaje jako porażkę. Traktuj to jako naukę, co w Twoim wypadku działa, a co nie. Traktuj to jako nową wiedzę i kolejny mały sukces, który prowadzi Cię do szczęścia.

Tak.

To naprawdę jest takie proste.

Nie chcesz przegapić nowych wpisów? Zapisz się na mój newsletter:

Podobał Ci się ten wpis? Podziel się nim: