Jak posprzątać… Przyprawy

Oficjalnie ogłaszam zakończenie wszystkich „twardych” kategorii w kuchni. Za to zostało Ci jeszcze kilka kategorii „miękkich” i to w dodatku takich, na których kompletnie się nie znam, czyli obejmujących różne rodzaje produktów spożywczych.

Nie będę Ci pisać o gotowaniu, zdrowym żywieniu, czy o tym, co jest smaczne, a co nie jest, bo ani nie gotuję, ani się zdrowo nie odżywiam i do tego smakują mi takie wynalazki jak jajecznica z miodem, szynka z nutellą, albo żółty ser z dżemem truskawkowym 🙂 Jeżeli chodzi o artykuły spożywcze i ogólnie tematykę żywienia, to w moim wypadku idealnie sprawdza się zwrot „Ja nic nie wiem! Ja tu tylko sprzątam.”.

Jednak właśnie ze względu na to trochę żartobliwe „Ja tu tylko sprzątam.”, nie mogłam pozwolić sobie na udawanie, że w kuchni nie ma jedzenia. W kuchni jest cała masa jedzenia, bo od tego własnie jest kuchnia. A to jedzenie zajmuje miejsce i robi bałagan. W tym wypadku bałagan nie tylko utrudnia Ci codzienne życie (bo nie możesz czegoś znaleźć, do czegoś dosięgnąć, albo ciągle coś Ci się przewala), ale również generuje naprawdę niepotrzebne koszty. Bałagan w jedzeniu potrafi spowodować, że o czymś zapomnisz i to coś się przeterminuje lub popsuje. Albo zalęgną Ci się mole spożywcze. Albo przejdzie zapachem innego jedzenia i nie będzie się już do niczego nadawać. Albo najnormalniej w świecie się rozsypie i będziesz musiała użyć zmiotki, szufelki i kubła na śmieci. Niezależnie od tego, która z powyższych okoliczności Ci się przytrafi – każda wiąże się z wyrzucaniem produktów. A wyrzucanie produktów spożywczych to (pomijając, że ogólnie słabe, bo niektórzy głodują) najzwyczajniej w świecie wyrzucanie pieniędzy.

O tematach zdrowotnych, czyli zarazkach, bakteriach, pleśniach i ogólnym zagrożeniu biologicznym nawet nie wspominam, bo wiesz… bez przesady. Każdy pracownik sanepidu wchodząc do mojej kuchni dostałby zawału 😉

Podsumowując ten przydługi wstęp – jedzenie też powinno być sensownie zorganizowane przestrzennie i najzwyczajniej w świecie posprzątane. A żeby nie było zbyt trudno, to na początek temat mało wymagający, czyli przyprawy.

Poprosiłam męża o wsparcie merytoryczne przy pisaniu tego wpisu. Powiedział mi jedną mądrą rzecz. „Nie pisz o czymś, na czym się nie znasz – w końcu nie musisz się znać na wszystkim”. Trzymając się tej myśli, tym razem wpis będzie wyglądał inaczej niż dotychczasowe. Tym razem skupię się na tym, na czym się znam, czyli na sposobach i metodach uporządkowania, bo w końcu sama najlepiej wiesz, jakie przyprawy lubisz i jakich używasz.

Uporządkowanie przypraw

Kiedyś mieliśmy w kuchni straszny chaos. Wszystko stało na wierzchu w „przyprawniczkach”, kurzyło się, wietrzało i starzało. No i oczywiście nic nie można było znaleźć. Aż w końcu wprowadziliśmy system podziału na tematy.

  1. Niezależnie od tego, czy trzymasz przyprawy w przyprawniczkach, w słoiczkach, woreczkach, saszetkach czy w czym tam chcesz – warto mieć pojemniki zbiorcze (np. koszyczki albo nawet super uniwersalne pudełka po lodach), w których będziesz trzymać „zestawy”. U mnie przykładowe zestawy są takie:
    • Przyprawy do zupy – ziele angielskie, liście laurowe, pieprz ziarnisty, maggi itp. Jako dziwną poradę kuchenną zdradzę Ci, że uwielbiamy „podkręcać” najzwyklejsze zupy, (warzywne, kalafiorowe, czy nawet zwykły rosół) przyprawami korzennymi – goździkami i kardamonem. Goździki i kardamon lądują u nas w prawie każdej zupie (wyjątkiem są te bardzo kwaśne – kapuśniak, ogórkowa itp.).
    • Przyprawy do „drugiego dania” – chilli, papryka, koperek, kminek, kurkuma, bazylia, oregano (ogólnie suszone zioła) itp.
    • Mieszanki przypraw – do tego za chwilę wrócę, ale dla przykładu: przyprawa do kurczaka, do mięs, do grilla, tzatziki itp.
    • Fix’y – niby nie przyprawa, ale trzymam z przyprawami i w taki sam sposób, więc niech będzie: sosy do sałatek, sosy „mięsne”, „pomysły na” itp.
    • Słodkie (korzenne) przyprawy – cynamon, goździki i kardamon w wersji zmielonej, wanilia, przyprawa do grzanego wina, do piernika, do sernika, skórka cytrynowa, aromaty do ciast itp.
    • Przyprawy absolutnie podstawowe do wszystkiego – Mamy 4 i tylko one stoją u nas „luzem” i na wierzchu, bez żadnego pojemniczka zbiorczego: Sól, pieprz, vegeta, mix włoskich ziół – Mąż nie może żyć bez vegety, a ja włoskie zioła pochłaniam do wszystkiego, a nawet „bez niczego” – na chlebie z masłem 😉
  2. Przyprawy mocno pachną i łatwo przechodzą zapachami, dlatego niektórych zestawów nie powinno się trzymać blisko siebie – Przypraw korzennych z przeznaczeniem „do ciast i deserów” absolutnie nie powinno się trzymać w tej samej szafce co zioła lub inne bardzo aromatyczne przyprawy, bo kończy się to tym, że sernik lub babeczka cynamonowa pachną koperkiem (Chociaż mąż mi przez ramię podpowiada, że akurat w tym przypadku, to bardziej prawdopodobne, że ziemniaki z koperkiem będą pachniały cynamonem) 😉
  3. Mieszanki przypraw nie są wcale takim głupim rozwiązaniem. Oczywiście, że gotowa mieszanka przypraw nigdy nie będzie tak „idealna” i aromatyczna jak zrobiona samodzielnie z osobnych składników ALE jeżeli nie spędzasz połowy życia przy garach przygotowując codziennie dwudaniowy obiad, to gotowa mieszanka oszczędzi Ci dużo czasu i SPORO MIEJSCA w kuchni. Zamiast mieć 20 rodzajów przypraw masz jedną saszetkę. Do tego mając te 20 opakowań z różnymi przyprawami masz niewielkie szanse, żeby je wszystkie w miarę szybko zużyć. Czasem chcesz tylko wypróbować jakiś przepis, albo konkretna przyprawa nie jest szczególnie uniwersalna i co wtedy? Wtedy takie przyprawy leżą, zajmują miejsce i co najgorsze – starzeją się, wietrzeją, tracą zapach i właściwości. A jak masz pecha, to jeszcze się zbrylą albo popsują się w inny sposób. A gotową mieszankę masz szansę faktycznie zużyć całą mieszcząc się w terminie przydatności.
  4. UWIELBIAM przechowywanie przypraw w saszetkach, w których są sprzedawane. Ustawiam je sobie w pudełkach i przeglądam jak w segregatorze (jak na zdjęciu). W taki sposób zajmują zdecydowanie najmniej miejsca. powtarzałam jednak już 10 razy – ja nie gotuję wcale, a mąż co prawda gotuje, ale nie codziennie, bo w zasadzie całymi dniami nas w domu nie ma i codzienne obiady nie mają za bardzo sensu, dlatego u nas takie rozwiązanie się sprawdza. Co nie oznacza, że dla Ciebie też będzie najlepsze.
  5. Jeżeli masz do wyboru przyprawy drobno zmielone (pieprz, sól, cynamon, gałka muszkatołowa), albo młynek i przyprawy w całych ziarnach, to zawsze opcja z młynkiem będzie bardziej aromatyczna. Nawet ta zwykła sól, kiedy jest na bieżąco mielona z grubych kryształków jest zdecydowanie bardziej intensywna w smaku niż taki drobny pyłek w solniczce. W efekcie używa się takiej przyprawy mniej, a więc i na dłużej wystarczy i nie obciąża tak organizmu.

Czego się pozbyć?

Jak już pisałam – przyprawy wietrzeją, starzeją się, tracą smak i aromat. Mogą się też popsuć, spleśnieć, zbrylić albo mogą się w nich zalęgnąć różne robale. No i oczywiście – jak każdy produkt spożywczy – przyprawy również mają swój termin przydatności do spożycia. Przegląd warto zacząć własnie od sprawdzenia terminów przydatności i wywalenia wszystkiego, co jest przeterminowane.

Jak już kiedyś pisałam w „środowym odśmiecaniu” na facebooku: pozbądź się również wszystkiego, co dziwnie pachnie (nie tak jak powinno), dziwnie wygląda albo zmieniło kolor. Jeżeli przesypywałaś przyprawy do pojemniczków, które nie są opisane, to wywal też wszystkie, które nie wiesz czym są.

Następnie zbierz wszystkie pozostałe w jedno miejsce i posegreguj. Jeżeli do tej pory miałaś niewielki chaosik, to upewnij się, czy przez przypadek nie masz 5 opakowań dokładnie takiej samej przyprawy (bo za każdym razem nie mogłaś jej znaleźć, lub nie pamiętałaś, że już ją masz i kupowałaś nową). Jeżeli w dodatku jest to coś, co używasz bardzo sporadycznie, to może jakaś Twoja przyjaciółka, siostra lub ciocia będą zainteresowane jednym opakowaniem 😉

I oczywiście bezwzględnie pozbądź się wszystkiego, co Ci najzwyczajniej w świecie nie podpasowało. Jeżeli miałaś dobre intencje ale jakaś przyprawa lub mieszanka przypraw okazała się paskudna i wybitnie Ci nie podeszła, to po co masz ją trzymać, skoro wiesz, że absolutnie nigdy więcej jej nie użyjesz?

To chyba tyle na dzisiaj, bo w tym tygodniu niestety jestem strasznie styrana i już ledwo na oczy patrzę. Mam w pracy teraz strasznie „gorący okres” i masę roboty. Padłabym na pysk już we wtorek, gdyby nie to, że akurat robota, którą mam do zrobienia jest bardzo fajna i dzięki temu, to „przepracowywanie się” sprawia mi masę frajdy. Ale mimo to nie mogę się już doczekać końca miesiąca, kiedy będę miała wszystko za sobą i wrócę do normalnego – spokojniejszego trybu życia. Może wtedy będę miała chwilę czasu na powrót do majowych notek i ewentualne uzupełnienia miliona rzeczy, o których pewnie w tej chwili zapomniałam, a które przypomną mi się jak zwykle w najmniej odpowiednim momencie, kiedy nie będę miała ich nawet jak zapisać…

W związku z powyższym, jeżeli Ty masz jakieś fajne rozwiązania dotyczące przechowywania przypraw, lub uważasz, że nie uwzględniłam w tym wpisie czegoś istotnego, to pisz w komentarzach 😉

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi wpisami? Polub mój profil na facebooku 🙂
Podobał Ci się ten wpis? Podziel się nim: