Tak jak obiecałam – w tym tygodniu startujemy z pierwszą kategorią rzeczy w łazience. Nie wiem jak u Ciebie, ale u mnie zawsze największy bałagan robiły kosmetyki – płyny, szampony, żele itp. Były porozstawiane gdzie się tylko dało. I tam, gdzie się nie dało też, bo jak przestały się mieścić wokół wanny, to dostały jeszcze specjalną podwieszaną półeczkę. Efekt był oczywiście taki, że przy próbie wzięcia do ręki czegokolwiek, cała reszta się przewracała. To samo było przy każdym nieostrożnym ruchu, albo przy próbie powieszenia prania nad wanną. Nie muszę chyba pisać, że w takiej sytuacji 90% czasu poświęconego na sprzątanie w łazience zajmowało przestawianie tych wszystkich buteleczek z kąta w kąt. Dlatego to właśnie kosmetyki do mycia wybrałam jako pierwszą kategorię do przejrzenia.
Co musisz mieć?
- Coś do mycia ciała – Specjalnie piszę „coś”, bo każdy ma inne preferencje w tym zakresie. Ja uwielbiam myć się mydłem w kostce, a po wszystkich żelach, płynach itp. czuję się tak, jakbym nie mogła się porządnie wypłukać. Za to mój mąż używa tylko żelu do mycia i koncepcja używania mydła kompletnie go nie przekonuje. Niezależnie od tego, co to będzie u Ciebie, ważne żebyś lubiła tego używać i było odpowiednie dla Twojej skóry. Dlatego jestem zwolenniczką wersji, że podstawowe kosmetyki każdy ma swoje własne.
- Coś do mycia włosów – U mnie to są zwykłe szampony, ale wiem, że preparatów kosmetycznych i naturalnych jest tyle, że nie odważyłam się użyć słowa „szampon” 😉 Tu absolutnie, bezwzględnie każdy powinien mieć odpowiedni do włosów – jeżeli u wszystkich członków rodziny włosy i skóra głowy mają dokładnie takie same potrzeby, to oczywiście możecie mieć jeden wspólny. Zazwyczaj jednak jest tak, że włosy są bardzo różne, więc każdy powinien mieć taki, jaki jest dla niego najlepszy. To szczególnie ważne jak masz kilkoro dzieci. Nie wpadnij w pułapkę „dziecięcego szamponu” – jednego dla wszystkich. Zwróć uwagę, czy wszystkie dzieci tak samo reagują na kosmetyk. Może przecież być tak, że ten sam produkt jednej osobie włosy przesuszy, a innej przetłuści.
- Coś do mycia twarzy – Nie mam tu na myśli kosmetyków do demakijażu i płynów micelarnych, toników itp. tylko taki zwykły żel do mycia twarzy, którego można by użyć podczas kąpieli. Są bardzo różne „rytuały” i metody pielęgnacji twarzy, w które nie będę wchodzić, bo się na tym nie znam. Jednak niezależnie od nich – moim zdaniem warto na początku umyć twarz z kurzu i pyłu. Raczej odradzałabym używanie w tym celu zwykłego mydła, czy żelu do ciała, no bo jednak na twarzy mamy dużo wrażliwszą skórę, którą trzeba traktować ze szczególną dbałością. I tu oczywiście również – każdy powinien mieć swój kosmetyk (Tak – panowie też powinni mieć własny i go od czasu do czasu użyć 😉 )
- Płyn do higieny intymnej – Naprawdę nie potrafię zrozumieć czemu olbrzymia ilość kobiet używa zwykłego mydła albo żelu do kąpieli. Nasze „części miękkie” to kompletnie co innego niż reszta ciała. Skóra jest zupełnie inna, substancje ochronne wydzielane przez skórę są zupełnie inne i co najważniejsze – można się tamtędy dostać do środka organizmu. Umyłabyś sobie usta i dziąsła perfumowanym, barwionym żelem do kąpieli? Nie sądzę. Używanie zwykłego żelu lub mydła może powodować zmywanie wszystkich substancji ochronnych, które nie powinny być zmyte i w efekcie prowadzić do podrażnień czy uszkodzeń błony śluzowej. A stąd już prosta droga do najróżniejszych infekcji – z zapaleniem pęcherza na czele. Nie muszę chyba dodawać, że mimo pewnych różnic „konstrukcyjnych” to ten sam temat dotyczy również panów. Oczywiście właśnie ze względu na te różnice są oni nieco mniej podatni na takie infekcje niż kobiety, ale to nie oznacza, że są całkowicie odporni.
- Coś do mycia rąk – Mydło w płynie, mydło w kostce, albo oba. Ja mam oba, bo mąż woli w płynie a ja wolę w kostce. Ale chyba z tego w kostce będę musiała całkiem zrezygnować, bo tylko ja go używam, więc obsycha i robi się takie niefajne. Albo przerzucę się na jakieś malutkie mydełka 😉
- Płyn do demakijażu – Maluję się codziennie do pracy, więc u mnie to podstawa. Mam dwa – do makijażu wodoodpornego (tłusty) i płyn micelarny, którego używam w tym samym celu. Z tym, że tłustego używam wieczorem, żeby dobrze wszystko zlazło, a płynem micelarnym rano poprawiam to, czego nie doczyściłam wieczorem (jeszcze mi się nie udało tak zmyć oczu, żeby rano nie trzeba było poprawiać). Nie robię porannych poprawek tłustym płynem, bo jakbym to zrobiła, to po kilku godzinach cały makijaż by mi spłynął. Ostatnio w ramach zużywania niepotrzebnych kosmetyków zaczęłam używać oliwki dla niemowląt (bo szkoda mi było wywalić), zamiast tłustego płynu i takie rozwiązanie też się u mnie świetnie sprawdza.
- Pasta do zębów – Nie wiem, czy to kosmetyk, ale niech będzie 😉 Tu po raz kolejny jestem zwolenniczką teorii, żeby każdy miał własną. Z jednej strony przez tubkę pasty można bardzo łatwo przenieść bakterie między domownikami (bo większość ludzi ma odruch „wycierania” otworu tubki o szczoteczkę do zębów), a z drugiej strony każdy ma inne zęby i każdy lubi inny smak pasty.
- Krem – U mnie to jest taki najzwyklejszy, uniwersalny krem nivea, ale rozumiem, że wybór kremu to bardzo indywidualna sprawa. Mimo, że na co dzień kremów nie używam, to przynajmniej ten jeden muszę mieć w domu, jak mam napad strasznie suchej skóry, jak potrzebuję odświeżyć jakiś zaschnięty kosmetyk do makijażu, albo żeby zabezpieczyć skórę przed jakimś ostrym czynnikiem zewnętrznym (np. sprzątanie w ekstremalnie zakurzonej piwnicy, farbowanie włosów, czy chociażby szlifowanie gładzi na ścianach).
- Coś do golenia lub depilacji – Chyba nie muszę tłumaczyć po co. Niezależnie od tego jakie są Twoje preferencje w tym zakresie – polecam jakieś uniwersalne rozwiązanie. Trzymanie piętnastu różnych preparatów (pianek, kremów, plastrów, wosków itp.) moim zdaniem tylko utrudnia robotę. Jak masz potrzebę przetestowania różnych opcji, to sobie testuj, ale po kolei. Jak Ci coś pasuje to zużyj do końca i dopiero kup inne, a jak Ci nie pasuje to wywal.
Co jeszcze warto mieć?
- Płyn do kąpieli – Pod warunkiem, że masz wannę, w której możesz sobie przygotować kąpiel z pianą. Tylko wiesz… Jeden, a nie piętnaście. Kupujesz, zużywasz, kupujesz następny.
- Odżywka do włosów – Jeżeli potrzebujesz i używasz. Ja pogodziłam się z tym, że nie używam i nie będę używać. Miałam odżywki i nawet miałam szczere chęci, żeby te odżywki nakładać. Niestety chęci kończyły się po dwóch – trzech nałożeniach, a odżywka kolejne dwa lata stała na wannie. Teraz odżywki nie mam, a jak moje włosy są już w naprawdę tragicznym stanie i MUSZĘ coś z nimi zrobić, bo są tak suche, że aż mnie mózg swędzi, to idę do kuchni i nakładam na włosy trochę oleju jadalnego (a w kuchni przecież zawsze jakiś jest). Po paru godzinach zmywam i włosy na kolejne kilka tygodni są znowu znośne.
- Balsam do ciała / oliwkę – Kolejny przykład rzeczy, której nie używam, ale pomyślałam, że ją tu wymienię, bo sporo kobiet używa.
Czego się pozbyć?
Jeżeli o to chodzi, to z kosmetykami jest naprawdę bardzo łatwo. Pozbądź się:
- WSZYSTKIEGO co jest przeterminowane,
- wszystkiego, co zmieniło swój zapach, kolor lub konsystencję,
- kosmetyków, których nie używasz z konkretnego powodu – bo Cię uczulają, bo śmierdzą, bo podrażniają skórę itp.
- kosmetyków, których nie używasz, bo nie używasz. Nawet nie pamiętasz kiedy je kupiłaś (tak dawno temu to było) i jakoś do tej pory nie wyrobiłaś w sobie nawyku regularnego wcierania balsamu, albo nakładania serum do suchych końcówek.
Metody przechowywania
Każda łazienka jest inna, każda z nas używa innych produktów i z inną częstotliwością, dlatego nie podam Ci metody uniwersalnej, która będzie pasować zawsze i dla każdego. Powiem Ci natomiast na co ja zwracam uwagę:
- Staraj się nie trzymać kosmetyków w pobliżu źródła ciepła – grzejnika czy rur z ciepłą wodą. Dotyczy to szczególnie kosmetyków tłustych, czyli balsamów, odżywek, oliwek itp. Tłuszcz (nawet ten w kosmetykach) jełczeje i kosmetyk jest do wyrzucenia.
- U mnie najlepiej sprawdza się trzymanie na wierzchu (pod prysznicem, przy wannie, na umywalce) tylko jednego produktu danego rodzaju. Np. mam trzy zaczęte szampony, bo w sezonie grzewczym używam bardziej nawilżającego, jak jest gorąco bardziej „puszącego”, a w międzyczasie czegoś pośredniego. Ale te trzy szampony nie stoją cały rok przy wannie. Na wierzchu stoi jeden – ten, którego aktualnie używam. A jak się zmienia sezon i moje włosy domagają się zmiany szamponu, to wymieniam – wyciągam na wierzch inny, a ten, którego używałam do tej pory chowam do szafki. W końcu kto powiedział, że nie można trzymać w szafkach zaczętych produktów.
- Nie trzymam na wierzchu produktów, których używam sporadycznie. Jak mam czas i ochotę na kąpiel z pianą, to wyciągam płyn do kąpieli z szafki, nalewam do wanny i odkładam do szafki. Nie kąpię się w pianie codziennie, więc po co ma stać na wierzchu i robić bałagan.
- Wszystkie kosmetyki, które nie są akurat „w używaniu” trzymam razem – niezależnie od tego, czy to żel do kąpieli kupiony na zapas, czy szampon z innego sezonu. Wszystkie te rzeczy trzymam w jednym pojemniku, więc jak potrzebuję po coś sięgnąć, to wyjmuję cały pojemnik i dokładnie widzę co jeszcze jest, a co trzeba kupić.
- Nie kupuję dużych zapasów. Aktualnie używany produkt mam na wierzchu, a drugi – zapasowy w szafce. Jak wyciągam na wierzch ten z szafki, to dopisuję do listy zakupów to, co wyciągnęłam. W ogóle nie robiłabym zapasów, ale niektórych produktów nie kupię w dyskoncie pod domem i muszę się udać na wyprawę do marketu albo drogerii. Na takie wyprawy wybieram się raz na kilka miesięcy, więc staram się utrzymywać taki poziom zaopatrzenia, żebym nie musiała specjalnie lecieć do sklepu jak mi się ulubione mydło skończy 😉 Oczywiście ten zapas dotyczy tylko rzeczy, których używam naprawdę codziennie. Produktów, bez których mogę się obyć przez dłuższy czas (np. płyn do kąpieli) nie kupuję na zapas. Jedyny wyjątek od tej zasady stanowi płyn do kąpieli mojego dziecka i moja pasta do zębów, bo z przyczyn medycznych musimy używać konkretnych – drogich produktów, więc jak trafia mi się promocja typu 50% taniej, to kupuję zapas na pół roku 😉
Na co zwrócić uwagę podczas zakupów:
- Czy naprawdę będziesz tego używać – O ile w wypadku szamponu, czy mydła, odpowiedź jest oczywista, to już przy okazji super-extra maseczki do włosów, albo fikuśnych musujących kul do kąpieli zastanowiłabym się osiem razy przed zakupem.
- Czy na pewno nie masz już tego w domu – Jeżeli masz w szafce pięć płynów do kąpieli, trzy opakowania soli i osiem balsamów, to błagam Cię – zużyj to co masz zanim kupisz następne.
- Czytaj etykietki – Poczytaj trochę w internecie i zwracaj uwagę na składy produktów. Jak czegoś używasz, to sprawdź jakie składniki mają produkty, które Ci wybitnie pasują, żeby móc kupować inne o podobnym składzie. Tak samo postępuj jak Ci coś wybitnie nie podejdzie (np. podrażni Ci skórę) – będziesz wiedziała jakich składników powinnaś unikać. Nie muszę chyba mówić, że im więcej naturalnych składników (olejki, masła) tym lepiej. Patrz też na datę przydatności i na czas przydatności po otwarciu (to ta cyferka wpisana w słoiczek). Pamiętaj, że niektóre produkty mogą być bardzo długo ważne zamknięte, ale jak się je otworzy to są już ważne np. tylko rok.
- Jeżeli to możliwe, wybieraj opakowania, w których nie dotykasz produktu – Wszystkie kosmetyki z pompką zdecydowanie wygrywają z kosmetykami w słoikach. Dlaczego? Bo na dłoniach przenosimy całą masę bakterii, które dla naszej skóry są korzystne, ale jak trafią do kosmetyku, to powodują, że może się szybciej popsuć.
- Wybieraj taką wielkość produktu, jaką jesteś w stanie zużyć w terminie przydatności – Fajnie, że balsam do ciała w litrowej butli, wychodzi za litr taniej niż ten sam balsam w butelce 200 ml, ale co Ci to da jeżeli balsam jest ważny rok od otwarcia, a litra, to Ty nie zużyjesz do 2050 roku. To oczywiście przykład. Jeżeli zużywasz pięć litrów balsamu rocznie to spokojnie możesz i w pięciolitrowej butelce kupować 😉
No i to by było chyba wszystko, co mam Ci do przekazania w temacie sprzątania kosmetyków w łazience. Jeżeli uważasz, że o czymś zapomniałam, albo chciałabyś coś dodać to daj znać w komentarzu.