Nie wiem, czy zauważyłaś (czy się nad tym kiedykolwiek zastanawiałaś), ale “obowiązki domowe” to strasznie brzydki zwrot. Brzmi tak, jakby ktoś nas do czegoś zmuszał. Jakbyśmy nie miały innego wyjścia. A co to są właściwie te “obowiązki”?
Według słownika PWN “obowiązek” to “konieczność zrobienia czegoś wynikająca z nakazu moralnego lub prawnego”.
Nie wiem jak Ty, ale ja nie czuję konieczności moralnej, ani tym bardziej prawnej, żeby sprzątać, prać, robić zakupy, czy co tam zwykle chowamy pod tym pojęciem. Moim obowiązkiem jest wypełnienie raz w roku deklaracji podatkowej, bo taki obowiązek nakłada na mnie prawo. Moim obowiązkiem jest płacenie rachunków oraz chodzenie do pracy, bo taki obowiązek nakładają na mnie umowy, które dobrowolnie podpisałam (a więc prawo + własna chęć).
Oboje z mężem mamy dokładnie taki sam obowiązek prawny dopilnować, żeby dziecko chodziło do szkoły, miało jedzenie, ubranie i dach nad głową. Jeżeli go nie realizujemy, to oboje tak samo możemy być pociągnięci do odpowiedzialności karnej.
Mamy też obowiązek (prawny, wynikający z Kodeksu rodzinnego i opiekuńczego) “według swych sił oraz swych możliwości zarobkowych i majątkowych, przyczyniać się do zaspokajania potrzeb rodziny.” Ten obowiązek nakłada na nas umowa cywilno-prawna, którą dobrowolnie podpisaliśmy (akt małżeństwa) i którą w każdej chwili możemy rozwiązać, jeżeli któreś z nas świadomie i z premedytacją przestanie się z tej umowy wywiązywać.
I to tyle, jeżeli chodzi o obowiązki domowe. Nic więcej. Nigdzie nie jest napisane, że moim obowiązkiem jest pranie skarpet, gotowanie trzydaniowego obiadu, sprzątanie itp. Moim obowiązkiem jest przyczynianie się do zaspokajania potrzeb rodziny. NIKT nie mówi o tym jakie konkretnie potrzeby mamy zaspokajać, ani w jaki sposób mamy to zrobić.
No to może zatrzymajmy się na chwilę przy tych potrzebach
Najbardziej znana teoria jeżeli chodzi o potrzeby człowieka, to piramida potrzeb Maslowa, o której zapewne już kiedyś słyszałaś. Wskazuje ona różne rodzaje potrzeb, w podziale na kilka stopni “niezbędności”.
Na początek są oczywiście potrzeby fizjologiczne, bez których nasz organizm nie jest w stanie prawidłowo funkcjonować. Potrzeba jedzenia, picia i oddychania nikogo w tym momencie nie zaskoczy. Ale może już zaskakujące dla Ciebie będzie to, że zakup podstawowych produktów spożywczych i ulokowanie ich w znanym domownikom miejscu (np. w lodówce) będzie stanowić zaspokojenie tej potrzeby w stopniu wystarczającym. Jak w domu będzie jedzenie i to jedzenie będzie dla wszystkich dostępne, to znaczy, że wywiązałaś się z obowiązku zaspokojenia tej potrzeby. Nie musisz w tym celu gotować trzydaniowego obiadu z deserem i kompotem.
Drugim zaskoczeniem może będzie dla Ciebie fakt, że do podstawowych potrzeb fizjologicznych zalicza się też potrzeby seksualne i UWAGA! UWAGA! Potrzebę odpoczynku (snu)! O ile w zaspokajanie potrzeb seksualnych nie będę wnikać, bo w skrajnej desperacji samoobsługa w tym zakresie będzie jak najbardziej na miejscu, to już potrzeba odpoczynku w mojej opinii wymaga poważniejszego komentarza.
Osoby prowadzące wspólne gospodarstwo domowe mają obowiązek dbać o zaspokajanie potrzeb rodziny, a sen jest jedną z potrzeb podstawowych. Więc zarówno kobieta ma obowiązek uszanować potrzebę odpoczynku mężczyzny, jak i mężczyzna ma obowiązek dbać o to, żeby kobieta mogła zaspokoić tę potrzebę. Jeszcze raz to podkreślę – odpoczynek to nasza absolutnie podstawowa potrzeba. Bez niej nasz organizm nie może prawidłowo funkcjonować – do tego stopnia, że długotrwały, znaczny niedobór snu może prowadzić do śmierci, a już krótkotrwałe niedobory znacznie ograniczają nasze zdolności poznawcze, możliwości fizyczne i odporność. Jeżeli nie pozwalamy członkom rodziny się wyspać, to robimy dokładnie tak samo jakbyśmy ich głodziły. I szanujmy też to, że KAŻDA potrzeba fizjologiczna jest potrzebą indywidualną. Jeżeli jedna osoba jest najedzona po zjedzeniu jabłka, to nie oznacza, że wszyscy ludzie na świecie będą najedzeni po zjedzeniu jabłka. Dokładnie tak samo, jeżeli jedna osoba jest pełna energii po 6 godzinach snu, to nie oznacza, że reszcie świata 6 godzin wystarcza. Mąż / żona / dziecko mogą potrzebować 10 a nawet 12 godzin snu, żeby zaspokoić potrzebę fizjologiczną organizmu i obowiązkiem każdego członka rodziny jest umożliwić domownikom zaspokojenie tej potrzeby.
Następne w hierarchii potrzeb są potrzeby bezpieczeństwa, czyli we współczesnych realiach dach nad głową, podstawowe zabezpieczenie finansowe umożliwiające zaspokojenie potrzeb fizjologicznych i zdrowotnych, ale także POTRZEBA OPIEKI I OPARCIA. O ile wszystkie potrzeby fizjologiczne jesteśmy w stanie zaspokoić we własnym zakresie (zdobyć jedzenie, wyspać się), o tyle potrzeby bezpieczeństwa są bardzo silnie ugruntowane w relacjach. To w zasadzie pierwsze, podstawowe potrzeby społeczne. Potrzebujemy mieć oparcie w innych, ale też opiekować się innymi. I właśnie te potrzeby powinni nam zaspokajać nasi domownicy. Podstawowym celem nawiązywania głębszych relacji międzyludzkich (chociażby przyjacielskich) jest zaspokojenie tej podstawowej potrzeby społecznej – opieki i oparcia. Jeżeli nasza relacja partnerska nie zaspokajają tej potrzeby, to nie jest to ani relacja, ani tym bardziej partnerska. Nie muszę chyba wspominać, że bardzo ważną składową potrzeb bezpieczeństwa jest brak strachu – mam nadzieję, że to oczywiste, że strach przed partnerem / partnerką jest podstawowym wskazaniem do zakończenia takiej relacji.
Po zaspokojeniu potrzeb podstawowych, powoli wchodzimy w potrzeby wyższego rzędu.
Na początek mamy potrzeby przynależności – miłości, więzi, bycia kochanym, relacji rodzinnych. I to też są potrzeby rodziny, które zgodnie z cytowanym wcześniej kodeksem rodzinnym i opiekuńczym – członkowie rodziny mają obowiązek zaspokajać. Jeżeli nie kochasz męża, albo on nie kocha Ciebie, to nie zaspokajacie swoich potrzeb w tym zakresie, więc macie podstawy do zerwania umowy cywilnoprawnej jaką jest małżeństwo.
Następne w kolejności są potrzeby szacunku i uznania. W moim odczuciu najważniejsze w tym miejscu jest poczucie własnej wartości. Ale wchodzą tu też takie czynniki jak uznanie, prestiż, kompetencje itp. I to jest moim zdaniem bardzo interesujące miejsce w hierarchii potrzeb, bo ono doskonale pokazuje jak dobrze mamy zaspokojone inne (niższe) potrzeby. Przecież nawet jeżeli będę sławna, bogata, wszyscy będą mi wszystkiego zazdrościć, ale nie mam oparcia, poczucia przynależności i miłości, to nie będę się czuła ani kompetentna, ani wartościowa. Jeżeli czujesz się źle sama ze sobą i nie czujesz, że Twoje potrzeby na tym poziomie są przynajmniej w części zaspokojone, to prawdopodobnie coś szwankuje na poziomie zaspokojenia potrzeb niższego rzędu.
I najczęściej to właśnie w tym miejscu – na poziomie potrzeb szacunku i uznania – źle interpretujemy zaspokajanie potrzeb rodziny. Próbujemy zamaskować brak miłości, oparcia czy bezpieczeństwa, zaspokajaniem na siłę potrzeb wyższych – zdobywaniem uznania jako “Perfekcyjna Pani Domu”, “Żona doskonała”, “Świetna kucharka”, czy cokolwiek innego sobie wymyślimy. To na tym etapie fizjologiczną potrzebę rodziny – zjedzenia czegokolwiek – chociażby kanapki z serem, zastępujemy potrzebą przygotowania trzydaniowego obiadu z deserem i kompotem. To tutaj potrzebę ubrania się, żeby było nam wygodnie i ciepło, zastępujemy potrzebą ubrania się tak, żeby wszyscy nam zazdrościli kasy i gustu. I to tutaj robimy test białej rękawiczki przed przyjściem gości. To w tym miejscu żyjemy pod dyktando “zastaw się, a postaw się” i “co ludzie powiedzą”. I to tutaj najczęściej własnymi niezaspokojonymi potrzebami obarczamy innych domowników. No bo przecież łatwiej opieprzyć męża za rozrzucone skarpety, podniesioną deskę w toalecie, albo ciągłe siedzenie na fotelu niż powiedzieć “nie czuję w Tobie oparcia, nie czuję się kochana, potrzebuję czuć, że mnie akceptujesz i że jesteś przy mnie”.
To w tym momencie próbujemy się dowartościować brakiem plam na lustrze, sterylną toaletą szorowaną osiem razy dziennie i perfekcyjnie wyprasowanymi w kant majtkami. I to tutaj wkurzamy się, że “wszystko jest na naszej głowie”, “nikt nam nie pomaga”, i “trzeba wprowadzić jakiś podział obowiązków, żeby inni domownicy też się zaangażowali”.
Oczywiście nie mówię, że kobiety nie mają prawa mieć potrzeby bycia “Perfekcyjną Panią Domu”. Oczywiście, że mogą mieć taką potrzebę – tylko niech ona będzie ulokowana we właściwym miejscu. Bo potrzeba uznania jako Perfekcyjna Pani domu, to zupełnie coś innego niż potrzeba BYCIA Perfekcyjną Panią Domu.
Potrzeba BYCIA perfekcyjną Panią Domu, to potrzeba najwyższa – potrzeba samorealizacji. Możesz się samorealizować jako Pani Domu, Fizyk Teoretyczny, Filozof, Szef Kuchni, Fryzjerka, Malarka, Znawczyni literatury średniowiecznej czy jakkolwiek chcesz. Ale wtedy to jest Twoja samorealizacja. To jest taka “klamra” tych naszych potrzeb, bo wracamy do miejsca, w którym tylko Ty sama odpowiadasz za ich zaspokojenie. No bo samorealizacja, to coś co tylko Ty jesteś w stanie zrobić. Nikt za Ciebie nie rozwinie Twoich talentów, nie zdobędzie nowej wiedzy, nie wyszlifuje najcenniejszych umiejętności. Możesz to zrobić tylko Ty sama. Jeżeli chcesz się realizować jako Perfekcyjna Pani Domu bo sprawia Ci to radość i satysfakcję, to nie znęcasz się nad rodziną o każdą plamkę i każdy paproszek, bo to Twoja potrzeba a nie ich i kiedy wycierasz tę plamkę, to czujesz się w pewien sposób spełniona życiowo. Jeżeli chcesz być Perfekcyjną Panią domu, to nie wkurzasz się, że nikt Ci nie pomaga, tylko jesteś dumna z tego, że nikt Ci nie pomaga i Ty sama wszystko tak świetnie ogarniasz, bo to jest Twój sposób na samorealizację.
Wiem, że szukanie radości życia poprzez szorowanie podłóg może wydawać Ci się dosyć abstrakcyjnym pojęciem, dlatego wyobraź sobie taką sytuację:
Masz takie głęboko skrywane marzenie, żeby malować obrazy. Kupujesz farby, rozstawiasz sztalugi, wymyślasz co ma być na obrazie namalowane, gruntujesz, malujesz tło, po czym wręczasz pędzle mężowi i dzieciom wraz z instrukcją, żeby na środku namalowali drzewo, a tak konkretnie to wierzbę. Ale nie taką zwykłą, tylko niech się pochyla od wiatru. Tylko niech zwrócą szczególną uwagę na odcień zieleni jakim będą malować liście, bo trawiasta zieleń może być nieco zbyt ciemna na wierzbę i może trzeba ją nieco rozjaśnić. No i nie takim grubym pędzlem tylko tym cieńszym. A ten wiatr, to miał wiać z zachodu na wschód, a nie ze wschodu na zachód. No i dlaczego nie domalowali słońca. No przecież widać, że na obrazie jest dzień, to chyba oczywiste, że jeszcze słońce trzeba domalować.
Wyobrażasz sobie, żeby jakikolwiek malarz na świecie malował w ten sposób? Czy tak wygląda spełnianie marzenia o byciu malarzem?
No chyba raczej nie.
To dlaczego tak wygląda spełnianie marzenia o byciu Perfekcyjną Panią Domu?
Powiem Ci dlaczego! Bo to nie jest marzenie o BYCIU Perfekcyjną Panią Domu, tylko to jest potrzeba UZNANIA za Perfekcyjną Panią Domu. Widzisz różnicę? Nie chcesz stać się perfekcyjna, bo dbanie o dom sprawia Ci przyjemność, tylko chcesz, żeby wszyscy dookoła MYŚLELI, że jesteś perfekcyjna i zazdrościli Ci tego. Nie ma w tym absolutnie nic złego. To jest jak najbardziej normalna i w pewnym sensie zdrowa potrzeba bycia podziwianym i szanowanym. Kluczowe tu jednak są dwie rzeczy:
- Po pierwsze: Masz obowiązek (bo tak nakazuje Ci Kodeks rodzinny i opiekuńczy) uszanować również potrzeby innych domowników na równi z własnymi. Nie możesz wszystkich zmuszać, żeby zaspokajali tylko i wyłącznie Twoją potrzebę uznania. Jeżeli są zmęczeni, to ich potrzeba odpoczynku ma pierwszeństwo przed Twoją potrzebą uznania, bo ich potrzeba jest bardziej podstawowa. Jeżeli nie odpoczną to mogą się zwyczajnie fizycznie rozchorować i cierpieć. ZAWSZE zaspokojenie podstawowych potrzeb jest przed potrzebami wyższymi. Nie namalujesz pięknego obrazu jeżeli myślisz tylko o tym, żeby skorzystać z toalety. Oczywiście żeby była jasność – Twoja potrzeba odpoczynku również ma pierwszeństwo przed ich wyższymi potrzebami.
- Po drugie: Nadmierna potrzeba uznania i docenienia zazwyczaj wynika z tego, że nie jesteś w stanie zaspokoić jej samodzielnie. Sama myślisz o sobie źle, więc robisz wszystko, żeby inni zaczęli myśleć o Tobie dobrze i Ci zazdrościć. Jeżeli Ty z jakiegoś powodu nie jesteś w stanie sama z siebie zacząć dobrze o sobie myśleć (np. z powodu kompleksów, stereotypów, trudnych doświadczeń) to w pierwszej kolejności powinna Ci to zapewnić rodzina. Ich obowiązkiem jest utwierdzanie Cię w przekonaniu, że jesteś wspaniała i wyjątkowa (bo przecież właśnie taka jesteś!) tak długo, aż wreszcie sama to dostrzeżesz. A jeżeli Twoi domownicy Cię nie szanują, nie doceniają, a wręcz czasem wmawiają Ci że jesteś głupia, brzydka i bezwartościowa, to choćby Ci sama Małgosia Rozenek koronę na głowę nałożyła, Amerykańska Akademia Filmowa (w pełnym składzie) osobiście Oscara wręczyła, albo otrzymałabyś Nagroodę Nobla we wszystkich możliwych dziedzinach – i tak nie uwierzysz, że może nie jesteś wcale taka najgorsza.
Jeżeli natomiast masz oparcie, miłość i zrozumienie wśród rodziny lub przyjaciół, to naprawdę ani odrobina bałaganu w domu, ani kilka nadmiarowych kilogramów, ani garbaty nos i krzywe zęby nie sprawią, że będziesz czuła się źle sama ze sobą.
A jak już naprawdę pokochasz siebie samą i zrozumiesz, że uznanie obcych ludzi (których tak szczerze mówiąc to nawet nie lubisz) nie jest Ci potrzebne do szczęścia, to może właśnie wtedy potrzeba uznania z zewnątrz wyewoluuje w potrzebę samorealizacji i zaczniesz robić coś nowego (albo na nowy sposób). Zrozumiesz, że jesteś w tym naprawdę świetna, będzie Ci to sprawiało ogromną przyjemność i nie będziesz do tego potrzebować niczyjej pomocy. Może będzie to taniec, może będą to podróże, malarstwo, programowanie, żegluga śródlądowa, cukiernictwo, a może właśnie na złość sobie samej – znajdziesz przyjemność w dopieszczaniu domu.