Chyba każdy człowiek, który nie utrzymuje stale pedantycznego porządku w domu, przynajmniej raz w życiu opisywał nieskoordynowany i chaotyczny stan swojego otoczenia jako „artystyczny nieład” a nie bałagan 😉
Sama też bardzo, bardzo, bardzo często używałam tego określenia i czasem używam go nadal. Jednak im dłużej funkcjonuję we w miarę ogarniętym otoczeniu – równolegle pracując nad przesadną ilością projektów zawodowych i hobbystycznych – tym bardziej dostrzegam granicę między tym, co jest bałaganem, a prawdziwym nieładem artystycznym.
Bo uwierz mi – to nie jest to samo. Między jednym, a drugim jest naprawdę kolosalna różnica.
A może wydaje Ci się, że „artystyczny nieład” wcale nie istnieje? Że to tylko żartobliwe określenie, którego używają bałaganiary, żeby wymigać się od sprzątania?
Nie masz racji.
Coś takiego jak artystyczny nieład istnieje naprawdę i dla niektórych osób jest bardzo, bardzo ważne. Sama jestem jedną z takich osób.
W moim wypadku nie ma nawet najmniejszej szansy, żebym stworzyła cokolwiek sensownego w idealnie uporządkowanej i perfekcyjnie zorganizowanej przestrzeni. I to wcale nie dlatego, że piszę o bałaganie 😉 No, może po wielu godzinach trudów, znojów i męczarni psychicznej coś tam bym z siebie wycisnęła, ale takie twory w moim przypadku zawsze wychodzą fatalnie.
Dlaczego tak jest?
Wbrew własnemu przeświadczeniu o swoich umiejętnościach twórczych odróżniających nas od innych organizmów żywych – ludzie wcale nie są tak kreatywni jak im się wydaje. I to nie tylko w odniesieniu do poszczególnych jednostek – w odniesieniu do całego gatunku.
Przecież wszystkie największe wynalazki ludzkości, które nas wyróżniają i dają nam poczucie górowania nad całą reszta planety tak naprawdę wcale nie są nasze. Używamy ich. Wytwarzamy, ale nie jesteśmy źródłem żadnej nowej idei. Wszystkie największe dzieła ludzkości to tylko lekko nieudolne kopie tego, co istniało przed nami i będzie istnieć długo po nas.
Prawdziwie twórcza i kreatywna jest natura. Natura nie kopiuje tylko sama wymyśla rozwiązania problemów. I to czasem tak genialne, że jeszcze bardzo długo za nimi nie nadążymy.
Uczymy się przez naśladownictwo
Wbrew obiegowej opinii ludzie nie potrafią tworzyć „nieistniejących” rzeczy. Nie są na tyle kreatywni, żeby wymyślić coś, z czym się nigdy wcześniej nie spotkali.
Większości szeroko pojętej fauny – ssaków, gadów, płazów, owadów i chyba wszystkich innych zwierząt tak naprawdę uczy się przez naśladownictwo. Co ciekawe – człowiek wcale nie jest w tym lepszy. Człowiek, dokładnie tak samo jak wszystkie inne gatunki, uczy się naśladując to, co widzi wokół siebie.
Tak samo jak np. koty. Małych kotów nie trzeba uczyć korzystać z kuwety jeśli od urodzenia wychowują się w otoczeniu, w którym ich matka korzystała z kuwety. Kocięta będą same z siebie naśladować matkę i robić dokładnie to samo co ona. Zwierzęta uczą się przez naśladowanie zachowań i wzorców, które które widzą wokół siebie. Człowiek robi dokładnie tak samo.
I tu MUSZĘ przywołać pewną historię z życia mojej przyjaciółki, która od lat jest szczęśliwą posiadaczką bardzo inteligentnego kota: W mieszkaniu była zamontowana klimatyzacja. A że akurat było bardzo upalne lato – klimatyzacja była uruchamiana dosyć często. Kot zwykł był siadywać pod strumieniem chłodnego powietrza nawiewanego z klimatyzatora i bardzo się bulwersował, jak mu się ten nawiew wyłączyło. Ale, że kot to stworzenie nad wyraz sprytne – szybko zorientował się, że za nadmuch odpowiada taki dziwny prostokąt z wypustkami (pilot), który leżał na stoliku. I wtedy dopiero zaczęła się zabawa. Przyjaciółka wyłączała klimatyzator, wychodziła z pokoju, a kot wskakiwał na stolik i tak długo trzepał łapą w pilota, aż nawiew się uruchomił. Oczywiście po kilku próbach przestał walić na oślep, tylko nauczył się w którym miejscu trzeba wcisnąć i szło mu to dużo szybciej.
Przypuszczam, że jeżeli masz w domu jakiekolwiek zwierze lub naprawdę malutkie dziecko (bo po starszych oczekujemy, że robią takie rzeczy bardziej „świadomie”), to pewnie sama mogłabyś przytoczyć co najmniej kilka takich historii – np. o psach, które same przynoszą smycz jak chcą wyjść na spacer. Czy o maluszkach, które jeszcze nie potrafią się same napić ze szklanki, ale doskonale wiedzą jak włączyć bajkę w telewizji.
Jeżeli chodzi o sposób nauki i szeroko pojętego rozwoju – człowiek nie jest absolutnie żadnym wyjątkiem.
Po czym najłatwiej poznać inteligencję istoty, z którą mamy do czynienia? Bardzo dużo organizmów powiela wzorce swoich rodziców, czy swojego gatunku. Im jednak istota inteligentniejsza, tym łatwiej przychodzi jej uczenie się na tych wzorcach, które jej nie dotyczą.
Niektóre gatunki (w tym ludzie) posiadają umiejętność bardziej abstrakcyjnego myślenia, czyli np. uczenia się na podstawie wzorców i zachowań, które dostrzegają wśród innych gatunków, albo w swoim otoczeniu. I z takiego abstrakcyjnego myślenia bierze się kreatywność.
Bo kreatywność, to nie jest przebłysk unikatowej myśli znikąd. Człowiek całą swoją kreatywność i wszystkie swoje działania opiera na naśladowaniu. A naśladować możemy absolutnie wszystko, co nas otacza – naturę, zwierzęta, pogodę, ludzi, którzy byli przed nami.
Przecież to nie jest tak, że wymyśliliśmy kształt, czy konstrukcję samolotu sami z siebie bo tacy jesteśmy twórczy. Nie jest tak, że z niczego wpadliśmy na pomysł zbudowania łodzi – najpierw bardzo długo patrzyliśmy na różne dryfujące przedmioty.
Samoloty mają taki kształt jaki mają, dlatego że podglądaliśmy ptaki. Helikopter to nic innego, jak spadający klonowy „nosek”. Radar echolokacyjny nietoperze wykorzystywały na długo przed tym zanim zorientowaliśmy się, że obłe kształty się turlają. Autonomiczne pojazdy, które mapują otoczenie wokół siebie, działają dokładnie tak samo jak kocie wąsy. Bez obserwacji organizmów wodnych, pewnie do dzisiaj nie postałaby żadna łódź podwodna, a cała nasza wiedza o aerodynamice bazuje na obserwacji spadających kropli deszczu. Nawet największy hit współczesnej inżynierii – czyli wszystkie materiały oparte o strukturę plastra miodu są właśnie niczym innym jak kopią pszczelego plastra miodu.
Codziennie obserwujemy całą masę różnych zjawisk. Kopiujemy je i wdrażamy do swojego życia. Wszystkie swoje wynalazki zawdzięczamy obserwowaniu natury. A później kopiowaniu oraz stosowaniu tego, co jesteśmy w stanie zaadaptować na nasze potrzeby. Po prostu korzystamy z możliwości i technologi jakimi aktualnie dysponujemy, żeby stworzyć coś nowego w oparciu o to, co zostało wcześniej już wymyślone – co już istnieje.
Cała nasza twórczość to nie są ludzkie „autorskie” pomysły. Kreatywność to nic innego jak właśnie umiejętność znalezienia właściwej analogi do tego, co już ktoś kiedyś wymyślił. Umiejętność znalezienia odpowiedniego schematu i zdolność uważnej, ale trochę abstrakcyjnej obserwacji rzeczy, które zostały już stworzone jako dzieło ludzkich rąk albo jako dzieło natury.
Dlatego tak ważne są inspiracje
Dlatego tak ważny jest pewien rodzaj nieładu czy chaosu, który nas otacza. Kiedy nie mamy żadnego czynnika zewnętrznego, który moglibyśmy skopiować – nie jesteśmy w stanie samodzielnie wytworzyć nowej wartości. Nie jesteśmy w stanie wymyślić czegoś, czego do tej pory nie było.
Bazując na tym, że cała nasza twórczość opiera się na analogiach do innych, istniejących rozwiązań – łatwo można dostrzec, że potrzebujemy bardzo dużo bodźców z różnych dziedzin, żeby móc w odpowiednim momencie znaleźć właściwą analogię.
Jak w przypadku konstrukcji plastra miodu, o której wspominałam. Mało który inżynier ma dodatkowo wykształcenie z zakresu biologii i specjalizację w owadach. Jakie jest zatem jest prawdopodobieństwo, że ktoś zajmujący się budownictwem wpadnie na pomysł poszukania odpowiedzi w umiejętnościach konstrukcyjnych, jakie mają pszczoły?
Cała nasza „klasyczna” edukacja bazuje na sztywnym podziale dziedzinowym. Nikt nie uczy patrzenia z szerszej perspektywy i nikt nie uczy mieszania tak różnorodnych dziedzin. A później człowiek wykształcony w sposób konwencjonalny zgłębia swoją wiedzę w swojej własnej dziedzinie. Jednak zamykając się na jedną specjalizację i jeden, własny temat nie jesteśmy w stanie wymyślić niczego nowego.
Dlatego tak bardzo potrzebujemy w życiu artystycznego nieładu. Jeżeli cały czas przebywamy w idealnie uporządkowanej przestrzeni – w pomieszczeniu, w którym nie ma żadnego bodźca – nie ma nas co inspirować. Nie ma nas co nakierować na inną perspektywę, która pozwoli nam stworzyć coś nowego. Żeby się rozwijać i móc tworzyć potrzebujemy czynnika, który umożliwi nam dostrzeganie analogii oraz zainspiruje nas do przekładania istniejących rozwiązań na inne dziedziny.
Jeżeli tworzymy tylko wewnątrz własnej dziedziny – cały czas kręcimy się w kółko. Dopiero wychodząc poza swój temat możemy stworzyć coś nowego, kreatywnego, czego jeszcze nie było. Prawdziwe „natchnienie” czerpiemy z tego, czym nikt inny się do tej pory nie zainspirował. Jednak prawdziwy sekret polega na tym, że taka kreatywność nigdy nie przychodzi świadomie. To nie jest tak że wybieramy się na spacer do zoo z myślą „dzisiaj poobserwuję sarny, bo pomoże mi to rozwiązać taki czy inny problem”, albo „dzisiaj pooglądam rybki w akwarium to może sobie poradzę z tym czy z tamtym”.
O ile jeszcz pracujemy nad projektem nowej łodzi podwodnej, statku, czy innych urządzeń pływających, które mają funkcjonować pod wodą, to faktycznie obserwacja podwodnej flory i fauny może nam się do czegoś przydać. Jeżeli mówimy o powietrzu – samolotach lub helikopterach albo innych latających wynalazkach to jak najbardziej może nam się przydać obserwacja ptaków, owadów albo wszystkiego tego, co lata. Niestety nie zawsze jest to takie proste.
Nie zawsze jesteśmy w stanie tak łatwo zlokalizować źródło inspiracji. Czasem musimy po prostu obejrzeć z dzieckiem bajkę albo trafić na interesujący artykuł w gazecie, który dotyczy czegoś, czym zazwyczaj się jakoś szczególnie nie pasjonujemy. Jeżeli jednak cały czas jesteśmy zamknięci w tym naszym porządku i ciągle mamy wokół siebie wszystko idealne poukładane, to nie mamy się czym zainspirować.
Do prawdziwej inspiracji potrzebny jest nam artystyczny nieład
Czasem potrzebujemy lekkiego chaosu. Międzydziedzinowej przestrzeni, która sama nam podsunie rozwiązania. Bo przecież wystarczy, że zobaczymy rosnący kwiat, albo podręcznik z geografii czy z historii lub jakąś gazetkę o modzie i nasz problem rozwiąże się sam. Poprzez „naśladownictwo”, a tak naprawdę wyszukiwanie analogii, możemy błyskawicznie rozwiązać problem, na którym utknęlibyśmy na długo, gdyby akurat „to coś” nie wpadło nam do głowy nie wiadomo skąd. Czasem wystarczy jeden, drobny bodziec, który sprawi, że zamiast myśleć liniowo (czyli tak jak zwykle) – nasze myśli uciekły w bok i zajęły się czymś totalnie innym. A później w tej „innej” dziedzinie znalazły rozwiązanie.
Taki jest właśnie sens artystycznego nieładu. Dlatego jest nam potrzebny. Artystyczny nieład nas motywuje i inspiruje. Podsuwa nam rozwiązania, czy pomysły i pomaga nam znaleźć dokładnie to, czego w tej chwili szukamy. Czasami już wystarczy sam fakt, że musimy parę rzeczy przejrzeć albo przełożyć kilka przedmiotów. Szukając zakopanych notatek możemy natknąć się na coś, o czym w ogóle byśmy nie pomyślały, a przecież cały czas tu było i tylko czekało aż tego użyjemy.
Bałagan to absolutne przeciwieństwo artystycznego nieładu
Bałagan powoduje, że nie wystarcza nam czasu. Nic nie możemy znaleźć. Nie mamy jak się ruszyć. Nie wiemy nawet gdzie mamy zacząć, ani co mamy robić. Nie możemy sobie znaleźć miejsca, a całe zadanie nas kompletnie przytłacza. Czujemy się przygniecione i ograniczone. Wyłącza mam się myślenie, ponieważ bombarduje nas za dużo bodźców. I są to głównie bodźce negatywne. Nie myślimy o tym, jak wykorzystać to co widzimy wokół siebie, tylko myślimy o tym jak bardzo otoczenie nas przytłacza. Czujemy, że wszystkiego jest zbyt dużo – że coś z tym trzeba zrobić. Cały czas skupiamy się nie na tym co jest faktycznie do zrobienia tylko na wielkim, przytłaczającym chaosie. On nas rozprasza, odwraca naszą uwagę. A wśród tego nadmiaru wszelakich bodźców – żaden nas nie inspiruje.
Jeżeli patrzymy na jeden kolor to go widzimy. Jeżeli patrzymy na dwa kolory równocześnie – widzimy trzeci kolor, który się z nich tworzy. Jeżeli jednak popatrzymy na wszystkie kolory równocześnie to zobaczymy tylko szaroburą plamę i nic więcej.
Kiedy mamy do czynienia z artystycznym nieładem – jest on źródłem inspiracji. Składa się z rzeczy, które są różnorodne i przykuwają naszą uwagę Inspirując nas.
Kiedy jednak mamy do czynienia z bałaganem to te rzeczy nas przytłaczają. Przygniatają, powodują, że nam się wszystkiego odechciewa i widzimy jednolitą, burą masę, za którą kompletnie nie wiemy jak się zabrać. W takich warunkach nie jesteśmy w stanie nic zrobić. Ta szarobura masa odbiera nam energię i totalnie blokuje wszystkie inspiracje. Myślimy tylko i wyłącznie o tym jakie nasze zadanie jest trudne i obciążające, a my beznadziejne.
Już pomijając nawet problem, w jaki sposób można się zabrać za jakąkolwiek robotę jeżeli nie ma gdzie usiąść, ani nie można znaleźć ani odrobiny miejsca do pracy. Przecież nawet pisząc tekst na komputerze trzeba mieć kawałek wolnej pzestrzeni, żeby sobie chociaż ten komputer na kolanach położyć i w miarę wygodnie pracować.
Każda nasza aktywność wymaga przestrzeni.
Artystyczny nieład też jest rozlokowany w otaczającej nas przestrzeni, ale to dzięki niemu ta przestrzeń staje się inspirująca. Natomiast bałagan zajmuje przestrzeń i odbiera ją do tego stopnia, że nie potrafimy znaleźć miejsca na żadną sensowną aktywność. Nic nie jesteśmy w stanie zrobić.
Pamiętaj o tym, jak następnym razem będziesz mówiła o swoim bałaganie, że to tylko artystyczny nieład. Zastanów się czy jesteś w stanie odnaleźć się w swojej przestrzeni i czy faktycznie pomaga Ci w realizacji celów. A może raczej przeszkadza?
Czy cieszy Cię to, co widzisz wokół siebie, czy może raczej chciałabyś żeby to wszystko jak najszybciej zniknęło?
To jest tak naprawdę esencja problemu
Sama musisz odpowiedzieć sobie na pytanie, czy dobrze czujesz się w tym, co Cię otacza, czy tak naprawdę tylko głośno tak twierdzisz, a w głębi serca nie możesz już na to wszystko patrzeć i najchętniej uciekłabyś od tego jak najdalej.