Tydzień temu prosiłam Cię, żebyś ustaliła z domownikami dokładną listę zadań, które trzeba robić w Waszym domu. Jeżeli udało Wam się dojść w tej kwestii do porozumienia, to dzisiaj – zgodnie z obietnicą – mam dla Ciebie kilka pomysłów, jak te zadania sensownie podzielić.
Może to będzie trochę kontrowersyjne co napiszę, ale moim zdaniem istnieją całkowicie naturalne płaszczyzny podziału, nad którymi nie ma co się zastanawiać. Są logiczne i nie powodują konfliktów (a przynajmniej nie powinny):
- Każdy bierze to, co mu sprawia przyjemność (co go uspokaja, relaksuje). Są ludzie (podobno), którzy lubią prasować, bo puszczają sobie ciekawy program w telewizji, albo włączają sobie znajomego na Skype i mają “chwilę dla siebie”. Podobno są też ludzie, którzy lubią robić zakupy, a nawet tacy, co lubią gotować. Na świecie są najróżniejsze zboczenia, więc jeżeli np. mycie naczyń sprawia Ci przyjemność, to na zdrowie 🙂
- Każdy bierze to, co MUSI być zrobione tak jak on chce. Np. moje pranie musi być posortowane, włożone do pralki i wyprane po mojemu. Zawsze odwracam spodnie na lewą stronę żeby mi się marmurek nie zrobił. A mój mąż nie może znieść jak mu odwracam spodnie (szczególnie robocze) na lewą stronę, bo się nie dopłukują, a marmurek na roboczych spodniach mu nie przeszkadza. I wiele innych podobnych drobiazgów – w związku z tym, co do zasady każde z nas pierze swoje rzeczy. Jak mąż ma coś super delikatnego, co wymaga specjalnego traktowania, to wrzuca do mojego prania, a jak ja mam coś brudniejszego do wytrzepania i wymemłania w pralce, to wrzucam do jego.
- Każdy bierze to, przy czym się upiera (kiedy nie da się dojść do kompromisu). Czasem jest tak, że zależy Ci np., żeby mąż chodził w idealnie wyprasowanych koszulkach tylu T-Shirt, a mężowi kompletnie nie przeszkadza wychodzenie z domu w niewyprasowanych. Jeżeli nie ma żadnych obiektywnych czynników uzasadniających potrzebę prasowania (np. alergia skórna, wizyta Królowej Angielskiej itp.), to przykro mi, ale jak upierasz się, żeby mąż chodził w wyprasowanych koszulkach, to prasowanie ich należy do Ciebie i nie możesz krzyczeć na męża o to, że sobie nie wyprasował. Jest dorosły – chce chodzić w pogniecionych – jego sprawa. W drugą stronę – jeżeli mąż oczekuje dwudaniowego obiadu z deserem, bo bez zupy i budyniu nie jest w stanie przeżyć, a Twoim zdaniem obiad jednogarnkowy typu makaron z sosem jest zdecydowanie wystarczający, żeby wszyscy się najedli, to przygotowanie zupy i deseru należy do męża i nie powinien mieć do Ciebie pretensji o to, że tej zupy nie dostał.
Przy czym podkreślam, że to tylko teoretyczne przykłady, a ta zasada dotyczy WYŁĄCZNIE sytuacji, kiedy nie jesteście w stanie dojść do porozumienia w zakresie listy zadań. Nie ma żadnych przeciwwskazań, żeby czasem mąż chcąc sprawić Ci przyjemność sam sobie wyprasował koszulkę i żebyś Ty chcąc sprawić przyjemność mężowi, czasem zrobiła zupę i upiekła ciasto. W praktyce, jeżeli wykażecie trochę dobrej woli, zdrowego rozsądku i naprawdę PRZEDYSKUTUJECIE listę zadań, uwzględniając zdanie obu stron, to nie powinniście mieć w ogóle takich problemów, bo zakładam, że oboje jesteście dorośli i macie świadomość, że czyste ubrania nie rosną na drzewach, a naczynia nie materializują się magicznie w szafce. Może czasem ktoś będzie musiał się do czegoś zmotywować, a ktoś inny trochę odpuścić, ale chyba zgodzisz się ze mną, że niewyprasowana koszulka, czy brak deseru, to kiepski powód do rozwodu. - Każdy bierze to, z czym kompletnie nie ma problemu. Są takie czynności, których serdecznie nienawidzę (np. gotowanie), a są takie, które po prostu robię i ani mnie ziębią, ani grzeją (np. nastawianie prania). Jeżeli będziecie mieć szczęście, to może się okazać, że coś czego Ty nie lubisz nie będzie stanowić problemu dla Twojego męża i odwrotnie.
- Każdy odpowiada za swoje rzeczy. Jedno z Was musi mieć idealnie poukładane w szafie, a drugie może mieć wszystko na wielkiej, wepchniętej na siłę stercie – ok. To niech jedno ma swoją część szafy, a drugie ma swoją. U nas każdy (łącznie z dzieckiem) zajmuje się swoimi rzeczami. Mąż mi nie sprząta kosmetyków do makijażu, a ja jemu nie sprzątam narzędzi. I tak samo jest z innymi “prywatnymi” rzeczami. Każdy ma swoje ubrania, przybory czy kosmetyki i każdy sobie je składa, chowa do szafek i przechowuje tak, jak mu wygodnie. Są kobiety, które “wydają” swoim mężom rano zestaw ubrań z szafy (serio – znam takie). Ja nawet jakbym chciała, to nie dałabym rady znaleźć czegokolwiek w mężowej części szafy, bo panuje tam system, który jest dla mnie kompletnie nie do ogarnięcia – i wcale nie chodzi o to, że jest bałagan. Chodzi o to, że ja poukładałabym to zupełnie inaczej, a jak jest po mężowemu, to nie umiem nic znaleźć.
Jeżeli jakiś system wpływa negatywnie na otoczenie, to nie irytujemy się i nie sprzątamy “po kimś”, przypominając sobie przy tym wszystkie wymyślne obelgi jakie znamy, bo “on ZAWSZE zostawia skarpety na podłodze” albo “ona ZAWSZE zostawia torebkę na fotelu”, a ja tylko “ZAWSZE chodzę i zbieram te skarpety / przekładam tę torebkę”. Zamiast tego negocjujemy jak najmniej inwazyjną zmianę systemu. Może, żeby rozwiązać problem wystarczy postawić gdzieś w rogu mały koszyczek na skarpety, albo przykręcić wieszak na torebkę. Po raz kolejny – nie walczcie o to czyje ma być na wierzchu i kto rządzi w domu, tylko spróbujcie znaleźć taki kompromis, który będzie odpowiadał obu stronom. - Każdy robi to, co mu obiektywnie łatwiej i wygodniej. Np. mój mąż jest wysoki, więc obiektywnie łatwiej i wygodniej mu wytrzeć kurz z lampy sufitowej, bo wystarczy, że pod nią stanie i wyciągnie rękę. Ja w tym celu musiałabym użyć wysokiego taboretu lub drabiny. Z kolei ja mam drobniejsze ręce, więc łatwiej mi wsadzić rękę za mebel, żeby wyciągnąć coś, co za niego wpadło. A nawet w takich bardziej codziennych czynnościach – ja jestem dużo mniejsza i schylanie się do zmywarki zdecydowanie mniej obciąża moje plecy. Z drugiej strony mąż ma większe ręce i jest silniejszy, więc umycie ręcznie wielkiego i ciężkiego garnka lub patelni przychodzi mu dużo łatwiej. Że o wieszaniu mokrej pościeli na suszarce nie wspomnę.
Przy czym w tym punkcie “łatwiej” może oznaczać również posiadaną wiedzę i umiejętności. Jako, że miałam w życiu zawodowym epizod z księgowością, to zdecydowanie łatwiej mi wypełniać roczne zeznania podatkowe, bo wiem, jak to robić i wiem o co w tym chodzi. Mężowi natomiast łatwiej wymienić żarówkę w samochodzie, bo wie jak się do niej dostać 😉 - Odciążamy drugą stronę z czynności, których z przyczyn obiektywnych nie może wykonywać – Mam strasznie wrażliwą skórę i jak mi się w zimie przesuszy, to mam całe ręce szorstkie i popękane. I choćbym chciała – nie mogę robić niektórych, czasem naprawdę banalnych rzeczy. Np. nie poskładam rajstop, bo je pozaciągam. A z drugiej strony mąż jest alergikiem i jeżeli przez przypadek zdarzy się, że w garnku spleśnieje zupa, to nie ma takiej opcji, żeby podniósł pokrywkę i ją wylał, bo nie będzie mógł oddychać. To może błahe przykłady, ale moim zdaniem, to bardzo ważne, żeby sobie w takich sytuacjach pomagać. A przecież zdarzają się i dużo poważniejsze przypadki, kiedy jedna osoba ma np. znaczne ograniczenie ruchowe, albo kiedy nadmierny wysiłek może skutkować zawałem serca.
Co zrobić z resztą obowiązków, których nie dało się podzielić tymi metodami?
Jeżeli mimo takiego podejścia jeszcze coś Wam na liście zostało i to jest coś takiego, czego oboje w równym stopniu nie lubicie robić, jest dla Was tak samo uciążliwe i nie ma absolutnie żadnych obiektywnych czynników ułatwiających, czy ograniczających, które wskazywałyby na to, które z Was powinno daną czynność wykonać, (chociaż w tej chwili kompletnie nie jestem w stanie wymyślić przykładu takiej czynności) to na takie przypadki macie jeszcze cztery możliwości:
- Robi to osoba, która wykona czynność sprawniej (szybciej / dokładniej).
- Robi to osoba, która ma więcej czasu lub energii – jeżeli trudność Waszej pracy jest podobna, ale jedno z Was daleko dojeżdża do pracy, więc nie ma go w domu 2 godziny dłużej, to chcąc nie chcąc ma mniej czasu na pracę w domu. A jeżeli pracujecie tyle samo, ale jedno z Was ma bardzo obciążającą pracę (fizyczną, stresującą) i wraca po całym dniu nieprzytomne, to zwyczajnie nie będzie mieć siły na jakieś ambitne prace w domu.
- Robi to osoba, która do tej pory ma znacząco mniej obowiązków.
- Robicie to na zmiany – raz jedno, raz drugie.
Jeżeli zaczniecie się dzielić zadaniami z listy, zgodnie z wszystkimi powyższymi punktami, to w zasadzie powinniście bez problemu przydzielić zadania poszczególnym domownikom. Taki podział jest moim zdaniem najbardziej sensowny i wygodny. Chociaż wcale nie oznacza to, że obowiązki będą podzielone równo. I nie oznacza to też, że będą podzielone sprawiedliwie. Będą natomiast podzielone tak, że żadne z Was nie powinno czuć się wykorzystane, przemęczone i nadmiernie obciążone. I taki podział jest bardzo elastyczny – jak masz lepszy dzień, to robisz więcej, jak masz gorszy robisz mniej. No i pamiętaj, że czasem warto wspomóc innych domowników z czysto egoistycznych powodów 😉 Jeżeli np. zależy Ci, żeby spędzić miły wieczór z mężem, ale mąż ma jeszcze kupę rzeczy do zrobienia, a Ty już swoje zrobiłaś, to możesz go w czymś wyręczyć, żeby miał więcej czasu dla Ciebie. Chociaż przypuszczam, że akurat w przypadku tego przykładu, u Ciebie może być odwrotnie – to mąż powinien Cię wyręczać, żebyś miała dla niego więcej czasu 😉
Nie będę ukrywać, że kluczem do takiego naturalnego podziału obowiązków jest zdrowa relacja i wzajemne zrozumienie. A czasem najzwyklejsza w świecie chęć pomocy lub sprawienia przyjemności drugiej stronie. Ale o tym pisałam już wcześniej w tekście “Po co Ci mąż” – do którego Cię serdecznie zachęcam.
P.S. Oczywiście kryteria jakimi warto się kierować podałam na przykładzie męża / partnera, ale naprawdę nic nie stoi na przeszkodzie, żeby takimi samymi kryteriami kierować się przydzielając obowiązki innym domownikom – dzieciom, współlokatorom, czy kogo tam w domu masz. Sekret tej metody polega na tym, że nie jest to sztywny podział, kto co ma robić, tylko dostosowanie obowiązków do możliwości, umiejętności i predyspozycji domowników. Jak pisała Janina – „wysyłanie niemowlaka do mycia okien, to by była trochę przesada, one mają takie małe rączki, że wieki im zajmie, zanim jedną szybę umyją” 😉 Dokładnie tak samo jest ze wszystkimi innymi domownikami – ich możliwości i umiejętności zmieniają się z czasem, dlatego stały i rygorystyczny podział zadań nie zawsze się sprawdzi – za to może powodować bardzo wiele konfliktów i rozczarowań.