Opisałam Ci do tej pory większość (nie wszystkie) podstawowe rzeczy potrzebne w kuchni. Takie, bez których niewiele można zdziałać. Dzisiaj „dla odmiany” kategoria bardziej kreatywna i w zasadzie nieograniczona. Co prawda powinnam ją opisać jako ostatnią kategorię kuchenną, bo w zasadzie da się żyć bez wszystkich tych rzeczy, ale straszną mam ochotę na coś ciekawszego i mniej oczywistego 😉
Co musisz mieć?
- Otwieracz do słoików – Zdecydowanie najgenialniejszy wynalazek ludzkości. Z dzieciństwa pamiętam takie plastikowe coś z ząbkami w środku. Tym czymś łapało się nakrętkę i nadal trzeba się było pomęczyć, żeby słoik otworzyć. Zdecydowanie nie mam na myśli takiego otwieracza. Mam na myśli taki, który kształtem i zasadą działania przypomina otwieracz do butelek (kapsli). Jest absolutnie fenomenalny i w moim przypadku w 100% skuteczny. Chodzi o to, żeby oprzeć go o nakrętkę (jak o kapsel) i lekko unieść nakrętkę do góry (również – jak kapsel). W wyniku takiego działania słoik się rozszczelnia i wlatuje do niego powietrze („rozwekowuje się”). A odkręcenie takiego rozszczelnionego słoika nie sprawia już problemu. Można oczywiście otwierać słoiki w taki sam sposób podważając nakrętkę zwykłym nożem, ale wtedy można uszkodzić słoik i nakrętkę (więc słoik może nie nadawać się do ponownego użycia) lub zwyczajnie złamać nóż. Oczywiście rozwiązanie nie sprawdzi się jeżeli słoika nie da się odkręcić, bo nakrętka upaćkana np. miodem przykleiła się do gwintu 😉
- Łyżeczki do owoców – takie zwykłe łyżeczki jak do herbaty, tylko wykończone drobniutkimi ząbkami. Mam jedną bardziej szpiczastą (do grejpfrutów) i jedną idealnie okrągłą (do kiwi). Nadają się do większości owoców. Przydaje się szczególnie ta szpiczasta, bo bardzo ułatwia wydobywanie cząstek z cytrusów. Oczywiście można jeść i porcjować owoce zwykłą łyżeczką (chodzi mi oczywiście o sytuacje, kiedy wyciąga się zawartość ze skórki, jak chociażby własnie kiwi czy avocado), ale z drugiej strony łyżeczką z ząbkami można też zamieszać herbatę 😉
- Jajko do gotowania jajek – Jajko z jakiegoś tworzywa, które wrzuca się do garnka razem z jajkami, które chcemy ugotować. Wewnątrz tego przezroczystego jajka znajduje się płytka ze skalą. Płytka zmienia kolor jak się nagrzeje (ciemnieje od zewnątrz do wewnątrz). Jak chcesz mieć idealnie ugotowane jajko, to wystarczy obserwować ciemniejącą linię i zakończyć gotowanie, kiedy linia dojdzie do odpowiedniej wartości na skali. Gadżet szczególnie przydatny jeżeli uwielbiasz jajka na miękko lub „na średnio”. I niezawodny również przy jednorazowym gotowaniu większej ilości jaj np. na jajka w majonezie, czy do sałatki. Dlaczego? Bo wbrew pozorom jeżeli jedno jajko na twardo gotuje się 10 minut, to 12 jajek na twardo (w jednym garnku) musi się gotować zdecydowanie dłużej niż 10 minut – czysta fizyka.
- Nakładka na garnek do odcedzania – Coś jakby połowa dziurawej pokrywki. Rozmiar najlepiej wybrać pod największy garnek, bo z mniejszymi też zadziała. A działa banalnie prosto. Kładziesz na garnku, łapiesz garnek za uszy przytrzymując jednocześnie nakładkę i wylewasz wodę po gotowaniu, a wszystko co ma zostać w garnku zatrzymuje się na nakładce. Można oczywiście równie dobrze stosować sitko lub durszlak, ale czasem chcemy żeby rzeczy, które odlewamy zostały w garnku lub jest ich tak dużo, że trzeba by było przelewać przez durszlak „na raty”.
- Koszyczek do przypraw – Coś jak ogromny zaparzacz do herbaty. Mniej-więcej wielkości dwóch pięści. Otwierana kulka z drobnej metalowej siatki, zawieszona na łańcuszku z haczykiem. Mąż uwielbia go stosować do zup, żeby mu nie pływały kulki pieprzu, czy ziele angielskie. Rewelacyjny również, jeżeli nie chcemy, żeby w zupie pływała pietruszka, skrawki pora lub płatki z cebuli. Ale ja osobiście uwielbiam go z innego powodu. Jest najwspanialszym rozwiązaniem do płukania kasz i ryżu przed gotowaniem. Sypię drobnicę do środka, zamykam i płuczę pod bieżącą wodą, bez gimnastykowania się z sitkiem, z którego zawsze mi coś wypadało.
Co jeszcze warto mieć?
Powyżej moje TOP 5, bez którego nie wyobrażam sobie kuchni. Ale gadżetów lub po prostu dodatkowych akcesoriów do kuchni jest cała masa. Czasami o tak dziwacznym zastosowaniu, że patrzę i nie mam pojęcia do czego to służy. A czasem są to rzeczy proste i „oczywiste”, które w innych domach stanowią podstawowe wyposażenie, a u mnie to tylko okazjonalny gadżet. Mam jeszcze w domu kilka przedmiotów, które zakwalifikowałabym do tej kategorii, bez których niby mogłabym żyć, ale od czasu do czasu się przydają:
- Tutka do czosnku – silikonowa rureczka, w którą wkłada się czosnek i roluje się całość bo blacie. Po chwili takiego rolowania czosnek jest idealnie obrany. Nie użyłam ani razu, ale mąż nie pozwala oddać, bo mówi, że potrzebne, więc mu wierzę, bo to w końcu jego królestwo.
- Grzebień do cebuli – tego akurat ja nie pozwalam oddać. Coś w rodzaju wąskiego grzebienia z długimi rębami, który wbija się w cebulę i kroi ją najpierw wzdłuż między zębami, a później w drobną kosteczkę w poprzek, nie zmieniając ustawienia, bo grzebień trzyma cebulę w całości nawet kiedy jest już pokrojona wzdluż. Nie rozsypuje się, ręce nie śmierdzą i nie mam obawy, że pokroje sobie palce. Co prawdą osobiście kroję cebulę raz na dwa-trzy lata, ale zawsze z użyciem grzebienia 😉
- Termometr do mięsa – termometr na długiej, metalowej szpilce, którą wbijasz w środek mięsa (kurczaka, indyka, szynki), żeby sprawdzić, czy ma odpowiednią temperaturę w trakcie pieczenia.
- Podstawka pod garnek – Dla mnie tylko gadżet, bo nie mam potrzeby stawiania garnka na blacie. Jak już koniecznie muszę odstawić gorący garnek z kuchenki, to stawiam zazwyczaj na podłodze. Mam pancerne kafle w kuchni – od 20 lat żaden nie pękł od gorących garów, więc zamierzam to praktykować nadal. Może jak kiedyś będę mieć nową i śliczną podłogę, to zacznę korzystać z podstawek 😉
- Podstawka pod łyżkę – Mam swoje drobne nerwice, dlatego dla mnie produkt bezsensowny, bo przecież nie odłożę łyżki na brudną podstawkę. Nawet jeżeli podstawka jest brudna, bo pięć minut temu leżała na niej ta sama łyżka, którą mieszam zupę. No po prostu nie mogę i już. Jednak większości normalnych ludzi to nie przeszkadza, więc taka podstawka może byc dla nich całkiem praktyczna.
- Dzbanek – Nie taki do serwisu kawowego, tylko najzwyklejszy. Na sok, herbatę, wodę mineralną, kompot itp. Używam w zasadzie głównie w lecie, żeby studzić większe ilości herbaty. Dałam go do gadżetów, bo spokojnie mogłabym bez niego przeżyć. No i dlatego, że teraz dzbanki są naprawdę „gadżeciarskie” np. z osobną komorą na owoce albo lód, żeby nie wpadały do szklanek podczas nalewania.
Czego się pozbyć?
Gadżety kuszą niesamowicie, ale akurat w ich przypadku selekcja jest bardzo prosta. Bezwzględnie i bez absolutnie żadnych oporów możesz pozbyć się wszystkiego, co:
- jest uszkodzone (połamane, pęknięte, przytopione, tępe itp.),
- nie było używane przez ostatni rok,
- wymaga więcej czasu i pracy przy przygotowaniach (poskładanie, wyczyszczenie) niż zajęłaby Ci ta sama czynność wykonywana zwykłą metodą. Prostym przykładem takiego urządzenia wydaje mi się młynek do ziół – wyczyszczenie resztek listków z takiego ustrojstwa zajmuje więcej czasu niż poszatkowanie tej samej ilości ziół przy użyciu noża i deski do krojenia.
Wart szczególnej uwagi jest głównie ostatni punkt. Pamiętaj, że wszystkie rzeczy ułatwiające życie, mają Ci ułatwiać życie! Jeżeli po użyciu jakiegoś gadżetu przez kilka dni nie możesz się zebrać w sobie, żeby go wyczyścić i schować do szafki, spróbuj następnym razem wykonać tę samą czynność przy użyciu standardowych sprzętów.
Metodę selekcji możesz zastosować tę samą co do przyborów kuchennych – Zbierasz wszystkie gadżety do jednego pudła, wyjmujesz to, czego akurat potrzebujesz użyć (i odkładasz w inne miejsce) a po kilku miesiącach pozbywasz się z domu wszystkiego, co zostało w pudle.
Jak przechowywać?
Różnorodność gadżetów jest tak wielka, że nie ma na nie uniwersalnej metody. Ja większość przechowuję w najbliższych kategoriach – łyżeczki do owoców z łyżeczkami, otwieracz do słoików z otwieraczami itp. Drobiazgi, dla których nie mam kategorii pokrewnej mają własna przegródkę w szufladzie (termometr, jajko, tutka do czosnku).
Na co zwrócić uwagę wybierając gadżety do kuchni?
- Czy są Ci naprawdę bezwzględnie niezbędne? – Gadżety są po prostu fajne. Przy zakupie kierujemy się najczęściej właśnie ich fajnością. Owszem – łyżeczka do grejpfrutów jest naprawdę rewelacyjna i bardzo praktyczna pod warunkiem, że jadasz dużo grejpfrutów. Jeżeli grejpfrutów serdecznie nie znosisz, to na co Ci ona?
- Czy nie utrudnią Ci życia? – Po raz kolejny powtarzam – gadżet którego przygotowanie, czyszczenie lub konserwacja wymaga dużo czasu/pracy utrudni Ci życie zamiast ułatwić.
- Powinny nadawać się do mycia w zmywarce – już to gdzieś, kiedyś czytałaś, prawda? Przy tej kategorii jest to szczególnie ważna cecha, bo łączy się bezpośrednio z punktem powyżej.
- Powinny być dobre jakościowo – pisałam o tym już tyle razy, że chyba nie ma sensu powtarzać uzasadnienia.
- Powinny być uniwersalne – Jak już kupujesz jakiś gadżet, to zwróć uwagę żeby „pasował do wszystkiego”. Np. nakładka na garnek powinna pasować na wszystkie Twoje garnki, dzbanek powinien nadawać się do gorących i zimnych napojów, a w koszyczku do przypraw powinnaś zmieścić cebulę lub mieć możliwość ugotować małą porcję ryżu.
A jakie Ty masz gadżety w swojej kuchni? Masz jakiś ulubiony, bez którego nie wyobrażasz sobie życia? Czy jednak wolisz stosować najprostsze narzędzia i „konwencjonalne” metody?