Krok nad przepaścią

Nie mam w zwyczaju pisać Ci zbyt wiele o sobie. Tzn. cały czas pisze o sobie, ale na zasadzie przemyśleń i przykładów z mojego życia, które mają Ci zobrazować jakieś zjawisko, albo pomóc rozwiązać problem. Ale dzisiaj jestem tak zrezygnowana, że chyba muszę trochę pomarudzić.

Nie będę Ci teraz dramatyzować, że moje życie jest beznadziejne, koszmarne i w ogóle bez sensu, bo obiektywnie patrząc nie jest. Powiedziałabym wręcz, że jest całkiem fajne. Mogłoby być nawet na swój sposób idealne, gdyby nie to, że raz na jakiś czas trafiam na ludzi, którzy nie chcą być szczęśliwi i dążą do tego, żeby cala reszta świata była nieszczęśliwa razem z nimi.

Jak wiesz – nie jestem zawodową blogerką, a tego bloga prowadzę całkowicie hobbystycznie. Żeby mieć zapewniony rodzinny komfort finansowy potrzebuję gdzieś pracować. Mogłabym w sumie próbować przejść na zawodowe blogowanie, ale coś tak czuję, że teraz jeszcze jest dla mnie na to zdecydowanie za wcześnie. W związku z tym „od zawsze” pracuję. Czasem mam wrażenie, że moja historia zatrudnienia wygląda trochę jak u kobiety pracującej z „Czterdziestolatka”. I chociaż pracodawców nie zmieniam szczególnie często, to ostatnio ciągle trafiam na takich, którzy te radykalne zmiany wprowadzają wewnątrz firmy, nie zawsze pytając pracowników o opinię – efekt jest tego taki, że robiłam już chyba wszystko oprócz alpinizmu i pilotowania samolotów.

Całkowicie rozumiem, że zmiany są potrzebne, bo bez ciągłej zmiany popada się w stagnację lub zostaje się mocno z tyłu, a każda firma potrzebuje rosnąć i się rozwijać. Ale chyba sama rozumiesz, że jeżeli przychodzę do pracy np. sprzedawać perfumy, a po kilkunastu miesiącach okazuje się, że jednak firma nie będzie teraz sprzedawać perfum tylko zacznie opróżniać szamba, bo to jest bardziej opłacalne, a w końcu i tu i tu jestem narażona na intensywne zapachy, więc co mi to za różnica, to przecież pochlastać się można słysząc coś takiego! I to jeszcze żeby faktycznie sprzedaż perfum nie była opłacalna, bo np. ludzi nie stać albo wszyscy nagle masowo zachorowali na utratę węchu. Sprzedaż perfum jest tak samo opłacalna jak wcześniej, ale prowadzenie jej jest zbyt wymagające. A przecież łatwiej jest wejść w usługę, przy której cała odpowiedzialność za dochody firmy leży po stronie brudnej roboty pracowników, absolutnie bez żadnego wsparcia czy chociażby motywującego przywództwa.

Wiem, że bycie szefem firmy ma własnie tę ogromną zaletę, że nie trzeba nikogo słuchać, tylko można robić co się chce. Zamiast sprzedaży perfum można opróżniać szamba, nawozić pola, albo przewalać gnój. Takie prawo szefa – decydować w oparciu o to, co mu się bardziej opłaca albo nawet o jego własne „widzimisię”. Jednak ja nie przyszłam do pracy przewalać gnój tylko sprzedawać perfumy i jako specjalistka od sprzedaży perfum, która nie ma zielonego pojęcia o nawozach nie chcę być zmuszana do robienia czegoś na czym się kompletnie nie znam i czego wcale nie mam ochoty robić. I wiesz co usłyszałam? Że w życiu często musimy robić rzeczy, na które nie mamy ochoty.

To była chyba ta kropla, która przelała czarę. Wtedy właśnie zrozumiałam, że to przecież jedna wielka bzdura! NIE MUSIMY robić rzeczy, na które nie mamy ochoty. Czasem chcemy je robić bo nam się to w jakiś sposób opłaca, ale wcale nie musimy.

Powiedziałabym wręcz, że nie powinnyśmy. Wiesz dlaczego?

Przecież robiąc rzeczy, na które nie masz ochoty i do których nie masz przekonania nigdy nie zrobisz ich fantastycznie i z pełnym zaangażowaniem. Odwalisz tak, żeby „jakoś było”, żeby nikt się Ciebie nie czepiał, że nie zrobiłaś. Ale szału nie będzie. A jak nie będzie szału, to nie będziesz się rozwijać, zdobywać nowych umiejętności, awansować i piąć się w górę. Będziesz cały czas szła po linii najmniejszego oporu – bez żadnej potrzeby zdobywania szczytów w danej dziedzinie.

Dopiero robiąc rzeczy, które kochasz, w których jesteś świetna, które sprawiają Ci przyjemność i są Twoją prawdziwą pasją – możesz osiągać wielkie rzeczy. Nic Cię nie zatrzyma, żadne potknięcie nie będzie w stanie Cię zniechęcić, bo wiesz, że to jest właśnie Twoje miejsce i Twój cel. To jest właśnie ta dziedzina, w której możesz być niesamowita, wybitna i niepowtarzalna. Dlatego, że robisz to z przekonaniem, fantazją i miłością.

Jak o tym myślałam, to dotarło do mnie, że jestem w stanie przypomnieć sobie tylko jedną sytuację w życiu, kiedy nie miałam absolutnie żadnego wyboru i naprawdę musiałam zrobić coś na co nie miałam ochoty. Było to kilkanaście lat temu… na sali porodowej. Nie zrozum mnie źle – absolutnie nie chodzi mi o to, że nie chciałam mieć dziecka. Chciałam. Ale po bezsennej nocy, kilku godzinach bolesnych skurczów i kompletnym opadnięciu z sił, naprawdę bardzo, bardzo, bardzo nie chciałam go już dłużej rodzić. To była jedyna sytuacja, w której nie miałam żadnej innej opcji – musiałam tam zostać i mimo niechęci rodzić dalej. Zapamiętałam jednak to doświadczenie tak dobrze, że już nigdy w życiu nie zamierzam go powtarzać. Tylko wtedy naprawdę nie miałam wyjścia. W każdej innej sytuacji zawsze mogłam powiedzieć „Koniec! Dłużej nie będę tego robić!” i zwyczajnie przestać. Bywało oczywiście, że robiłam rzeczy, na które nieszczególnie miałam ochotę bo mi się to bardzo opłacało i warto było się trochę przemęczyć, albo bo stanowiły one niewielką niedogodność w stosunku do bardzo fajnej, większej całości (jak np. robienie zdjęć na bloga – uwielbiam wszystko, co jest związane z tym blogiem, ale na myśl o robieniu zdjęcia do wpisu dostaję lekkich napadów lękowych 😉 ). Jeżeli jednak okazuje się, że te wszystkie beznadziejne i przykre rzeczy stanowią zdecydowaną większość zadań, albo są kompletnie nieopłacalne (nie tylko finansowo, ale też np. nerwowo lub zdrowotnie), to naprawdę nie ma najmniejszego sensu kontynuowania tej nierównej walki z samą sobą.

Dlatego też zdecydowałam się opuścić szambiarkę i poszukać nowej, pięknej, fantastycznej perfumerii, w której będę mogła robić to, co uwielbiam i na czym, jak sądzę, całkiem dobrze się znam.

Piszę Ci o tym z trzech powodów:

  • Po pierwsze, bo jak już wspomniałam na początku – muszę sobie trochę pomarudzić, żeby mi zeszło poczucie zniechęcenia i rezygnacji.
  • Po drugie, żeby Ci się trochę wytłumaczyć z ewentualnych chwilowych problemów z „płynnością” bloga i facebooka, bo liczę się z tym, że znalezienie „nowej perfumerii” może zająć mi trochę czasu i energii, które do tej pory poświęcałam na bloga, a nawet jak już mi się uda to mogę wpaść w nieco inny rytm pracy, co może skutkować lekkim „jet lagiem” zanim sobie wszystko od nowa poukładam i przyzwyczaję się do nowej rutyny. Oczywiście absolutnie nie zamierzam odkładać bloga na „boczny tor”, ale liczę się z tym, że doba ma tylko 24 godziny, a ja niestety zmieniacza czasu nie posiadam. Zrobię wszystko co będę mogła, żeby nic się nie zmieniło, ale już po ostatnim spóźnieniu z wpisem widać, że nie zawsze mi się to udaje.
  • A po trzecie i chyba najważniejsze – bo chciałabym, żebyś miała świadomość, że jeżeli jesteś w jakimś miejscu, które Ci się nie podoba (prywatnie lub zawodowo) i bardzo chciałabyś coś zmienić, ale ciągle nie możesz się zdecydować w którą stronę pójść, to nie jesteś z tym sama. Każda z nas czasem tak ma. Każda z nas czasem popełnia błędy, dokonuje niewłaściwych wyborów, albo zostaje rzucona gdzieś, gdzie wcale nie chce być. Nie oznacza to jednak, że „musimy robić rzeczy, na które nie mamy ochoty”. Właśnie wcale NIE MUSIMY! Możemy przestać i zacząć robić to, co kochamy. Albo przynajmniej to, co nam się naprawdę opłaca (nie tylko finansowo). Jeżeli więc też stanęłaś na rozstajach i nie bardzo wiesz co dalej, to pamiętaj, że nie ma w tym nic ani złego, ani dziwnego. Sama jeszcze przed chwilą stałam obok Ciebie. Ale już wybrałam kierunek i wreszcie postanowiłam iść naprzód. Idziesz ze mną?
EDIT:

Po napisaniu tego tekstu, pod koniec naprawdę fatalnego dnia (nie dramatyzuję – ukoronowaniem licznych dzisiejszych frustracji i nieprzyjemności było utknięcie w windzie) otrzymałam telefon, który wywrócił cały mój nastrój do góry nogami. Dostałam zaproszenie na rozmowę do naprawdę fantastycznej „perfumerii”, w której mogłabym robić to, co uwielbiam i do tego zapewne nauczyć się wielu nowych, cudownych rzeczy.

Co prawda nie powinnam zapeszać, ale chciałam żebyś zobaczyła, że czasem naprawdę wystarczy zaryzykować, żeby spotkało Cię coś dobrego. Dla mnie już sama propozycja jest ogromnym kopem do działania i pokazuje mi, że wybrałam właściwy kierunek. Mam nadzieję, że Tobie również uda się znaleźć swój.

 

Nie chcesz przegapić nowych wpisów? Zapisz się na mój newsletter:

Podobał Ci się ten wpis? Podziel się nim: