Chyba – ale podkreślam chyba – posprzątałaś już w kuchni wszystko, co stanowi stały element wyposażenia. Wszystkie rzeczy, które kupuje się raz na bardzo, bardzo długo powinnaś mieć już za sobą. Oczywiście może się zdarzyć, że jednak znajdziesz jaką kategorię, której nie uwzględniłam we wcześniejszych wpisach. Jeżeli masz coś takiego i chciałabyś do tego osobny poradnik, to nie krępuj się – napisz co to jest.
A tym czasem pozwolę sobie przejść do kategorii mniej trwałej, czyli do wszystkich tych rzeczy, które w kuchni są, zajmują miejsce i robią bałagan, ale ciągle je dokupujesz 😉 Oczywiście nie ma w tym nic złego, bo zdecydowana większość z tych rzeczy najzwyczajniej w świecie się zużywa, a skoro się zużywa to znaczy, że ich naprawdę używasz, więc uzupełnianie braków jest jak najbardziej uzasadnione 🙂 Ale do rzeczy:
Co musisz mieć?
- Folię aluminiową – U mnie z niekrytego lenistwa są tej folii dwa rodzaje: Zwykła, w którą pakuję kanapki na wyjście z domu, i którą przykrywamy otwarte konserwy oraz większa i grubsza, którą wykładamy blachę w piekarniku podczas pieczenia. O ile pierwsze zastosowanie zapewne nie wzbudza zbyt wielu wątpliwości, to już drugie może być nieco kontrowersyjne, bo przecież można piec wszystko bez folii. Faktycznie można. Tylko po co się tak męczyć? 😉 Do folii aluminiowej jedzenie znacznie słabiej przywiera, nie przypala się tak łatwo i co najważniejsze – dużo łatwiej taką blachę później wyczyścić. Wystarczy zdjąć folię, lekko przetrzeć gąbką, przepłukać i gotowe. Dzięki temu również znacznie wydłuża się trwałość samej blachy, bo nie wiem jak u Ciebie, ale u mnie główna przyczyna niszczenia się blach do pieczenia to własnie przypalenia i próby doczyszczenia wszystkiego tego, co się przypaliło lub przywarło. A jak nic nie przywiera, to blacha nie ma się jak niszczyć.
- Folię przezroczystą – Do kanapek (nie wszystko powinno się pakować w folię aluminiową), do przykrywania otwartych puszek i chyba najbardziej standardowo – do przykrywania resztek jedzenia w garnkach, miskach i na talerzach.
- Papier do pieczenia – zastosowanie (i uzasadnienie) takie jak przy grubszej folii aluminiowej, ale jak zapewne wiesz – nie wszystko nadaje się do pieczenia na folii aluminiowej. Idealnym przykładem są wyroby z ciasta. Niezależnie od tego, czy to ciasto w znaczeniu biszkopt, czy „wytrawne” paszteciki z ciasta francuskiego – zdecydowanie na folię aluminiową się nie nadają. I tu z pomocą przychodzi papier do pieczenia.
- Woreczki śniadaniowe – malutkie, cieniutkie foliowe woreczki, które się idealnie nadają do miliona różnych rzeczy. Mimo tego, że z zasady są jednorazowe, to ja często używam ich wielorazowo. Skoro mam tę kanapkę i tak owiniętą już w folię, woreczek stanowi jedynie ochronę przed rozwinięciem się, albo rozdarciem folii w torebce. Więc używam go tak długo, aż nie pęknie, albo aż się nie wybrudzi jakoś szczególnie, bo co mi za różnica, czy włożę ofoliowaną kanapkę w świeży, czy we wczorajszy? A zawsze to chociaż ociupinkę bardziej eko 😉 Przy czym podałam najbardziej stereotypowy przykład zastosowania takich woreczków. Jednak najczęściej u mnie w domu używane są do chowania czekolady z jajek niespodzianek, bo przecież jak się dostanie od babci 5 jajek, to trzeba otworzyć wszystkie, nie zwracając uwagi na to, że czekolady odechciewa się w połowie pierwszego.
- Woreczki do mrożenia – absolutny must have w każdym domu. Nawet jeżeli masz setki pojemników do mrożenia, to woreczki i tak są rewelacyjnym rozwiązaniem. Głównie dlatego, że pozwalają na zrobienie małych porcji. Jak masz do zamrożenia np. 10 kotletów albo 100 pierogów, to wiadomo, że po rozmrożeniu nie zje się tego na raz. Mrożąc w jednym dużym pojemniku może być później problem, żeby „oddzielić” sobie te np. 10 pierogów albo trzy kotlety, które chcesz odgrzać. Woreczki skutecznie rozwiązują ten problem, bo wygodnie mrozisz sobie te 100 pierogów w porcjach po 10 (czy ile tam jednorazowo potrzebujesz) i do jedzenia rozmrażasz tylko jeden woreczek.
- Worki na śmieci – Tak zwana „oczywista oczywistość”. Na tyle, na ile to możliwe staram się zużywać na śmieci stare foliówki ze sklepów, ale że rzadko robię zakupy w sklepach, w których jeszcze foliówki dają, to jednak i worki na śmieci muszę w domu mieć. Przy czym, u mnie nawet worki na śmieci nie są taką prostą sprawą, bo zazwyczaj mam w domu trzy rodzaje 😉 Małe i „porządne” na wszystkie śmieci cieknące, psujące się i śmierdzące (u mnie to się kwalifikuje jako „zmieszane” ale w niektórych miejscowościach pewnie będą „biodegradowalne”) i duże na tworzywa (puszki, kartony po mleku, plastiki itp.). Kubły mamy na śmieci zmieszane, plastiki, szkło i papier. Na szkło i papier specjalnych worków nie potrzebujemy, bo wynosimy w torbach na zakupy. To na co te trzecie worki na śmieci? Trzecie worki to takie najtańsze, najcieńsze i najzwyklejsze. I wcale nie używam ich na śmieci 😉 Zawijam w nie różne rzeczy, żeby się nie kurzyły, nie brudziły, albo nie złapały wilgoci. Np. Jak chowam jakieś swetry „sezonowe” do skrzyni łóżka lub na górę szafy i wiem, że przez najbliższe 8 miesięcy do tego nie zajrzę, to właśnie zawijam w taki najzwyklejszy worek na śmieci. Jak muszę jakiś sprzęt kuchenny postawić na górze szafek w kuchni, to też zawsze zawijam w taki zwykły worek, żebym później nie musiała go szorować z warstwy kuchennego tłustego kurzu. Nie wygląda to pięknie i perfekcyjnie, ale działa i to jest najważniejsze.
- Płyn do naczyń – Nie muszę chyba wyjaśniać 😉 Nawet jak masz w domu zmywarkę, to powinnaś mieć w domu jedno opakowanie płynu do naczyń.
- Kostki do zmywarki – Oczywiście tylko po warunkiem, że masz zmywarkę.
- Gąbeczki do naczyń – A w zasadzie „gąbeczki do wszystkiego”. U mnie życie takiej gąbeczki jest zdecydowanie wydłużone, bo najpierw służy do naczyń, później do mycia zlewu, później do mycia np. łazienki, a jak do tej pory się nie rozpadnie, to czasem jeszcze do podłogi 😉 Nawet jeżeli gąbki dezynfekujesz, to i tak nie powinnaś ich używać do naczyń dłużej niż 3 miesiące. Oczywiście mając na uwadze, żeby nie roznosić starych kuchennych bakterii po reszcie domu, to te późniejsze zastosowania starych gąbek, są zazwyczaj w połączeniu z czymś naprawdę mocno antybakteryjnym (np. chlor).
- Ściereczki jednorazowe – Ja wiem, że to nie jest eko i że można użyć zwykłej szmatki, ale naprawdę odkąd zawsze mam w kuchni paczkę mokrych ściereczek jednorazowych to mam po prostu czyściej. Mam straszny problem z samodyscypliną i niestety zwykła ścierka, którą mam w kuchni jest najczęściej brudna, albo przynajmniej nie na tyle czysta, żeby przetrzeć nią blat. No a jak mam najpierw ścierkę porządnie przeprać i dopiero później zabrać się za czyszczenie blatu to jakoś cały ten pomysł ze sprzątaniem rozchodzi się po kościach 😉 Ściereczki jednorazowe są zawsze czyste i pod ręką, więc jak tylko błyśnie mi idea, żeby przetrzeć blat albo zauważę jakąś plamę i chcę ją zetrzeć, to po prostu to robię. Bez dodatkowych czynności przygotowawczych (jak płukanie ścierki), które mnie do tego zniechęcają. Powiem więcej. Jak już wyciągnę tę mokrą ściereczkę i zetrę to co chciałam, a ścierka jeszcze nie jest strasznie brudna, to zwyczajnie szkoda mi wyrzucić „zbyt czystą” i rozglądam się, co jeszcze można przetrzeć, więc jako bonus czyszczę coś, czego czyścić wcale nie miałam w planach. Czasem trzeba uświadomić sobie swoje wady (u mnie lenistwo) i znaleźć takie rozwiązania, które pozwolą Ci te wady „obejść”. Dla mnie takim rozwiązaniem są własnie mokre ściereczki jednorazowe.
- Ściereczki z mikrofibry – Te niestety trzeba czasem przeprać, ale świetnie sprawdzają się do wstępnego mycia blatów, frontów, czy nawet kuchenki (w wypadku płaskich kuchenek – indukcyjnych, elektrycznych).
- Ręcznik papierowy – Magiczny przedmiot, który zapobiega powstawaniu zaschniętych plam. Nie wiem dlaczego, ale naprawdę łatwiej zetrzeć rozlany sok ręcznikiem papierowym niż materiałową ścierką. Tak jakby podczas brania ścierki mały wredny głosik ciągle szeptał mi do ucha „Nie rób tego. Jak to zrobisz, będziesz musiała ją wyprać.”. 😉 No i oczywiście ręcznik papierowy jest zdecydowanie lepszym pomysłem jeżeli potrzebujesz odsączyć z tłuszczu np. placki ziemniaczane. Uwierz mi. W desperacji (wynikającej z braku ręcznika papierowego) zrobiłam to kiedyś bawełnianą ściereczką. Nie był to dobry pomysł.
- Wykałaczki – Takie mam fantastyczne zęby, że nie przeżyję dnia bez wykalaczek, ale nawet jeżeli Ty masz zgryz jak gwiazda filmowa, to i tak wykałaczki w kuchni mogą Ci się przydać do miliona rodzajów koreczków, do łapania rolady mięsnej podczas pieczenia, czy zamiast większości rzeczy, do których zwyczajowo używa się sznurka. A nawet do sprzątania. Czasem trafia się gdzieś jakiś mały, upierdliwy zakamarek do którego nijak nie da się dotrzeć ani szmatką ani nawet paznokciem. A Ty masz akurat jazdę, żeby posprzątać „perfekcyjnie”. Większość takich problemów rozwiązuje wykałaczka.
Co jeszcze warto mieć?
- Patyczki do szaszłyków – Oprócz oczywistego zastosowania (do szaszłyków) nadają się też do kilku innych zastosowań. Np. do sprawdzenia, czy ciasto się upiekło, do wydobycia okruchów z zakamarków, do przytrzymanie imponująco wielkiego hamburgera domowej roboty itp.
- Jednorazowe filtry do kawy – Chyba nigdy w życiu nie użyłam ich do kawy 😉 Używam ich za to często do filtrowania różnych „domowych przetworów” – soków, wina itp. Wystarczy wsadzić taki filtr do odpowiednio dużego lejka, lejek do butelki i cały niechciany osad pozostaje na filtrze.
- Papier śniadaniowy – Osobiście nie mam i nie używam, ale wiem, że ma wielu zagorzałych fanów, którzy wolą papier śniadaniowy od folii aluminiowej lub przezroczystej. Jeżeli też do nich należysz, to również powinien się znaleźć w Twojej kuchni.
- Woreczki do robienia kostek lodu – Nawet jak masz foremki na lód, to przed większą imprezą watro zaopatrzyć się w opakowanie takich woreczków. Zajmują mało miejsca w zamrażarce, a po wykorzystaniu całego lodu nie musisz się zastanawiać gdzie je trzymać.
Czego się pozbyć?
Tym razem będzie banalnie prosto: Pozbądź się wszystkiego, o czym nie pamiętasz, że to masz 😉 Jeżeli znalazłaś coś, o czym nie pamiętałaś, ale wydaje Ci się, że będziesz tego używać – wyciągnij na wierzch i sprawdź. Nie użyjesz ani razu przez miesiąc – pozbądź się.
Jeżeli gdzieś w tajnych zakamarkach kuchni (najczęściej w szufladzie z bałaganem) znajdziesz coś, czego generalnie używasz, ale ta konkretna sztuka jest bardzo, bardzo stara, bo „zgubiła Ci się” np. w zeszłym roku, to zanim wyciągniesz ją do używania sprawdź, czy aby na pewno się jeszcze do tego nadaje. Jeżeli filtry do kawy leżały przez trzy miesiące obok np. nawozu do kwiatów, albo odkopana nowa gąbka zaczyna się rozsypywać w palcach ze starości, to nawet się nie zastanawiaj.
Metody przechowywania
Jest kilka oczywistych i podstawowych zasad przechowywania takich rzeczy w kuchni:
- To, co ma kontakt z jedzeniem powinno być w miarę możliwości razem i z daleka od rzeczy, które kontaktu z jedzeniem nie powinny mieć. Np. zapas folii spożywczej zdecydowanie nie powinien znajdować się w szafce, w której trzymasz kostki do zmywarki, albo co gorsza kubeł na śmieci (chociaż widziałam i takie przypadki, kiedy ludzie trzymają garnki, albo worek ziemniaków obok kubła na śmieci, więc nic mnie już nie zdziwi).
- Wszystko, co łatwo chłonie zapachy (filtry do kawy, papier śniadaniowy, patyczki do szaszłyków), powinno znajdować się z dala od intensywnych zapachów. Może trzymanie filtrów do kawy w szafce z kawą brzmi sensownie, ale jak będziesz chciała przez taki filtr przelać kiedyś np. sok malinowy, to efekt może wyjść dosyć nietypowy.
- Chyba oczywiste, ale na wszelki wypadek napiszę: Najwygodniej trzymać razem rzeczy o podobnym kształcie i zastosowaniu. Folię spożywczą, papier do pieczenia itp. razem. Gąbki i ściereczki razem i tak dalej. Moja ulubiona metoda przechowywania długich rolek (własnie chociażby tej folii aluminiowej) to poustawianie wszystkich w przegródce na dokumenty (w takiej, jak zazwyczaj się czasopisma trzyma). Wtedy wszystko widać i wszystko można łatwo wyciągnąć bez przekopywania.
- Jeżeli masz sporo miejsca w szafce, w której stoi kubeł na śmieci i nie wiesz co tam dać, żeby było dobrze, to najlepszym partnerem dla kubła będą takie rzeczy jak płyn do naczyń, kostki do zmywarki, zapasowe worki na śmieci czy gąbki, których już nie używasz do naczyń, ale trzymasz chociażby do mycia tego kubła. Czystych gąbek, ściereczek i ręcznika papierowego też oczywiście nie trzyma się koło kubła na śmieci.
Na co zwrócić uwagę podczas zakupów:
- Czy Ci to potrzebne! – I ten punkt na pierwszym miejscu! Zanim rzucisz się na przebogaty dział „kuchnia” w dowolnym markecie zastanów się, czy naprawdę będziesz tych rzeczy używać. Co z tego, że napisałam, że trzeba mieć woreczki do mrożenia, jeżeli nigdy nic nie mrozisz? Jeżeli nie masz w zwyczaju robić szaszłyków, to i bez patyczków do szaszłyków spokojnie przeżyjesz.
- Czy na pewno nie masz już tego w domu – I co z tego, że w sklepie właśnie ujrzałaś najprzecudowniejsze na świecie, różowo-perłowe gąbeczki z brokatem, skoro masz w kuchni całe opakowanie gąbek. Jeżeli masz półroczny zapas płynu do naczyń, to nie kupuj piątej butelki tylko dlatego, że ma nowy śliczny zapach. Ja wiem, że te wszystkie rzeczy i tak się przecież zużyją ALE to też bywa zgubne. Wiesz, że prędzej czy później to zużyjesz, więc nie masz oporów przed kupowaniem na zapas i po jakimś czasie masz tego tyle, że sama mogłabyś w kuchni sklep otworzyć. Pamiętaj, że większość z tych rzeczy ma swój termin przydatności. No i co najgorsze – zajmują naprawdę masę miejsca. Nie wymagam jakichś skrajności – jeżeli akurat trafisz na super promocję markowych kostek do zmywarki, które zazwyczaj są koszmarnie drogie, to oczywiście kup sobie to jedno opakowanie za zapas. Ale za następną super promocją zacznij się rozglądać dopiero, kiedy to opakowanie już napoczniesz. Uwierz mi – zanim je zużyjesz jeszcze dwa razy będą w promocji.
- Czytaj etykietki – wybieraj produkty, które są biodegradowalne albo nadają się do recyklingu. W zasadzie głównie dlatego, że możesz. Nie jestem szczególnie ekologiczna „z zasady”, ale tam gdzie mogę coś zrobić lepiej, bez szczególnego wysiłku z mojej strony, to staram się to robić. No i oczywiście (szczególnie w przypadku płynu do naczyń) zwracaj uwagę na skład produktów, które mają dotykać Twojej skóry. Nie chcesz chyba w wieku 40 lat mieć 80-letnich dłoni.
- Do nieprzyjemnych prac kupuj fajne rzeczy – skoro już wspomniałam o tych brokatowych gąbeczkach 😉 Zdecydowanie przyjemniej się sprząta fioletową ściereczką w różowe kwiatuszki albo myje naczynia perłową gąbką z malinowym płynem do naczyń. Nawet jeżeli coś jest odrobinkę droższe, ale samo patrzenie na to wprawia Cię w dobry nastrój, to „zaszalej” 😉 Staraj się wyciągnąć maksimum frajdy z czynności, których nie lubisz. Np. u mnie w domu worki na śmieci są fioletowe i pachną truskawkami. I nagle wymiana worka na śmieci robi się mniej irytująca. Jest jednak podstawowa zasada, żeby ta metoda działała. Te rzeczy muszą się podobać TOBIE. Nie chodzi o to, żeby były eleganckie, żeby ścierka idealnie komponowała się z wystrojem kuchni, czy żeby pasowało. Chodzi o to, żeby było fajne. Nawet jeżeli kuchnię masz biało szarą z elementami błękitu, a zachwyciła Cię neonowo żółta ściereczka. To nie szkodzi, że nie będzie pasować. Chodzi o to, żebyś się uśmiechała na jej widok, a nie o to, żeby pasowała do wystroju kuchni. No chyba, że zachwycają Cię ściereczki pasujące do wystroju – wtedy też będzie ok 😉
I to chwilowo tyle na dzisiaj. Żebyś nie miała wątpliwości, chciałam Ci tylko wyjaśnić jeszcze jedną rzecz: Dlaczego nie uwzględniłam tu całej masy innych produktów np. do sprzątania kuchni. W „moim świecie” chemia to chemia, kosmetyki to kosmetyki, a szczotki i miotły to szczotki i miotły. Tam, gdzie coś w 100% przynależy do kuchni (płyn do naczyń, kostki do zmywarki, ścierka kuchenna) to zdecydowanie powinno być w kuchni. Ale jeżeli rzecz jest uniwersalna i może być stosowana w wielu pomieszczeniach (płyn do podłogi, mydło do rąk itp.) – trafia do własnej kategorii (np. chemia gospodarcza, kosmetyki) i cała kategoria jest przechowywana razem. Kiedyś już Ci chyba pisałam, że miałam tendencję do gromadzenia np. trzech płynów do szyb, ośmiu opakowań mydła w płynie czy pięciu płynów do podłogi, bo stały w różnych pomieszczeniach. Toaleta miała osobny zestaw, łazienka osobny, kuchnia osobny i chyba był jeszcze jakiś „ogólnomieszkaniowy”. Efekt był taki, że całą masę pomieszczeń miałam zawalonych przeterminowaną chemią (bo przecież zużycie trzech opakowań trwa trochę dłużej niż zużycie jednego). Zrobiłam rewolucję i teraz wszystkie rzeczy uniwersalne stoją razem, a ja dzięki temu zyskałam masę miejsca i nic mi się już nie przeterminowuje. Dlatego też w tym wpisie nie uwzględniłam części rzeczy, których faktycznie w kuchni się używa. Zwyczajnie nie stoją w kuchni. Ot i cała tajemnica 😉